Robert Majkowski

Czy nasze służby są gotowe stawić czoła katastrofom?

Czy nasze służby są gotowe stawić czoła katastrofom?
Robert Majkowski

Sprawdziliśmy, czy nasze służby zajmujące się zarządzaniem kryzysowym są w stanie stawić czoło czyhającym na nas zagrożeniom.

Czy jesteśmy gotowi na najgorsze?

Odpowiedź na zadane w tytule pytanie brzmi: Tak, jesteśmy gotowi. Mamy sprzęt, przeszkolonych ludzi. Jest jednak jedno - wcale nie takie małe - ale…

Do wszystkiego nie da się przygotować

W ostatnim czasie północne tereny Polski boleśnie doświadczyły nawałnice, które w wielu miejscach dokonały prawdziwego spustoszenia. Symbolem ofiary żywiołu została piękna wieś letniskowa Rytel, która najbardziej odczuła skutki burzy. Czy Ostrołęka i miejscowości powiatu ostrołęckiego są przygotowane na podobny kataklizm?

- Chciałbym powiedzieć, że tak, że jesteśmy przygotowani na wszelkie zagrożenia - mówi zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Ostrołęce Grzegorz Pragacz. - Jesteśmy w ciągłej gotowości do wyjazdu. Mamy zgłoszenie, włączamy syreny i w przeciągu półtorej minuty jednostka jedzie na miejsce zdarzenia.

Są jednak sytuacje, na które nie sposób się w pełni przygotować.

- Owszem, mamy opracowane procedury, wyznaczone służby do prowadzenia działania w określonych obszarach - opowiada kierownik miejskiego referatu zarządzania kryzysowego Wojciech Merks. - Ze zdarzeniami związanymi jednak z działaniem sił natury jest ten problem, że nie da się im przeciwdziałać przed ani w trakcie. Dopiero po wszystkim można usuwać skutki zdarzeń. Wtedy wykorzystujemy wszystkie możliwe siły i środki.

- Na nadejście powodzi można się przygotować, ponieważ na terenach nizinnych stan wód w rzekach podnosi się stopniowo - mówi Artur Romanik, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego, audytu i kontroli w Starostwie Powiatowym w Ostrołęce. - Najtrudniej zaś jest się przygotować na anomalie pogodowe: gwałtowne i silne wiatry, trąby powietrzne, nawalne deszcze czy gwałtowne zmiany temperatury, zimą - silne mrozy, a latem - upały. Tego typu zdarzenia często występują nagle i niespodziewanie.

Oczywiście wcześniej służby otrzymują komunikaty meteorologiczne, a za pośrednictwem mediów ostrzegani są mieszkańcy. Nikt nie jest jednak w stanie przewidzieć tego, jaki obraz zniszczeń zastanie się po, na przykład, nawałnicy.

Ominęło nas najgorsze

W tym roku na szczęście nasz powiat ominęły szerokim łukiem.

- Podczas Miodobrania Kurpiowskiego ktoś powiedział, że Kurpie jakoś te wszystkie anomalie pogodowe omijają, bo to dobry naród. Rzeczywiście, trzeba się z tego cieszyć: nie było u nas podtopień, suszy, ani dużych nawałnic - mówi Grzegorz Pragacz.

Oczywiście letnie wichury przeszły i nad naszymi miejscowościami, zrywając lub uszkadzając dachy szczególnie w gminach Czerwin i Goworowo, ale w porównaniu z ubiegłymi latami nie było tak źle.

- W ostatnich latach najwięcej szkód na terenie miasta wyrządzają nawałnice - tłumaczy Wojciech Merks. - Rok temu, w czerwcu, w ciągu kilku minut nawałnica uszkodzone zostały cztery domy i jedno przedszkole niepubliczne. Było też wiele wiatrołomów. Przez kilka tygodni OSP w Ostrołęce i pracownicy MZOSTiI-T sprzątali ten cały bałagan.

- Kilka lat temu przez Wykrot i Myszyniec przeszła trąba powietrzna - mówi z kolei Grzegorz Pragacz. - Zobaczyliśmy obrazek porównywalny z tym, co widzieliśmy w Rytlu, tyle że w mniejszej skali. Komin o wymiarach półtora metra na metr wiatr poderwał do góry, a potem z impetem cisnął w dół. Cud, że nikt nie zginął.

Nie tylko nawałnice

Anomalie pogodowe to tylko jedne z wielu zagrożeń, które muszą mieć na względzie i służby, i samorządy. Muszą być też przygotowane na - w naszych realiach wciąż brzmiące dość egzotycznie - protesty, niepokoje społeczne czy ataki terrorystyczne, ale też na sytuacje, których już doświadczyliśmy. Mowa m.in. o awariach sieci energetycznych, katastrofach komunikacyjnych, chorobach zakaźnych zwierząt (sześć gmin powiatu ostrołęckiego nadal jest objętych obszarem ochronnym w związku z zagrożeniem wystąpienia afrykańskiego pomoru świń), pożarach i powodziach.

- Jeśli chodzi o powódź, to przy obecnej sytuacji hydrologicznej, nie stanowi ona dużego zagrożenia - uspokaja Artur Romanik, rzecz jasna odnosząc się do terenu powiatu. - Stany ostrzegawcze były przekroczone w tym roku na Omulwi, jednak poziom tej rzeki nie osiągnął stanu alarmowego.

Stabilna sytuacja jest też na Narwi. Starsi ostrołęczanie pamiętają jednak ogromną powódź, która dotknęła miasto w 1979 roku.

- To była ostatnia duża powódź w mieście, nastąpiła po zimie stulecia - przypomina Wojciech Merks. - Wtedy udało się Ostrołękę obronić. Jeszcze w 1994 roku podtopione zostały posesje przy ul. Słonecznej i w bezpośredniej bliskości rzeki. Od tego czasu nie mieliśmy poważniejszych przypadków związanych z wylewaniem Narwi.

Ostatnio więcej niepokojów wywołał nie podnoszący się, a raczej opadający poziom jej wody. W 2014 roku wody mogło zabraknąć do schładzania bloków elektrowni, której groziło nawet wyłączenie. Kryzys udało się jednak zażegnać, wodę spiętrzono.

Ogień „przeszedł” przez drogę

- W przypadku pożarów zdarzają się takie, które obejmują niewielki obszar, ale zdarzają się też na większą skalę jak na przykład w gminie Kadzidło - w Glebie i w Gralach w 2014 roku oraz torfowiska w Karasce w 2015 roku - mówi Artur Romanik.

Pożar w Glebie doskonale pamięta Grzegorz Pragacz.

- Pierwszy raz widziałem w swoim życiu jak pożar przeniósł się na drugą stronę asfaltowej drogi - wspomina.

W sytuacjach kryzysowych zawsze można liczyć w pierwszej kolejności na straż pożarną - i państwową, i ochotniczą. Chwali ją zarówno Wojciech Merks, jak i Artur Romanik.

- Straż pożarna „pożarną” pozostaje już tylko z nazwy - przyznaje Grzegorz Pragacz. - Jeśli chodzi o naszą działalność, bardziej należy mówić o ratownictwie niż o gaszeniu pożarów.

Bo coraz więcej wydarzeń, do których są wzywani strażacy, z pożarami nie ma nic wspólnego. W ratownictwie ważną rolę odgrywają ochotnicy.

- Często jednostki OSP są pierwsze na miejscu zdarzenia - mówi zastępca komendanta PSP. - W ferworze walki z żywiołem można też zapomnieć o wielu rzeczach. To druhowie z OSP pamiętają, że niedaleko mieszka ktoś samotny i może potrzebować pomocy. Wiedzą, jak dojechać w trudno dostępne miejsca. To skarbnica wiedzy w terenie, lepsza od GPS czy innego sprzętu.

Często strażacy robią też dla poszkodowanych coś więcej.

- Gdy nawałnica zerwie starszym ludziom dach domu, staramy się zabezpieczyć ich byt - mówi Grzegorz Pragacz. - Nie odbudowujemy stodół po pożarach, ale pomagamy przetrwać poszkodowanym pierwsze godziny po kataklizmie.

Służby wiele się uczą także po kryzysach, jak choćby po pamiętnym pożarze JBB w Łysych z 2009 roku.

- Teraz jesteśmy lepiej przygotowani do gaszenia takich obiektów - wyjaśnia Grzegorz Pragacz. - I zakład jest mądrzejszy o to doświadczenie. Idziemy też w coraz większą specjalistykę i to słuszny kierunek.

I tak nie wybuchnie

Zagrożenie zagrożeniem, ale czasem sami jesteśmy sobie winni. Przykładów nie trzeba długo szukać: nagrywanie filmików, gdy ogień pożera las czy niestosowanie się do nakazu ewakuacji, jak to miało miejsce ostatnio na osiedlu Stacja, gdzie znaleziono niewybuch z II wojny światowej. Ewakuacją objęto około 3,5 tys. osób, nie tylko z Ostrołęki, także z gminy Rzekuń. Udostępniono im pomieszczenia Zespołu Szkół nr 3. Jedni z tego skorzystali, inni sami oddalili się w bezpieczne miejsce, a jeszcze inni… zostali w domach i mieszkaniach.

- Ludzie raczej podchodzą z dystansem do informacji o zagrożeniu - przyznaje Merks. - Dotyczy to tych, których nic złego wcześniej nie dotknęło, bo przecież „mi i tak nic się nie stanie”. Jeśli człowiek doświadczy bezpośrednio zagrożenia, to wtedy inaczej na wszystko patrzy.

- Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że ewakuujemy nie dla zabawy - tłumaczy Grzegorz Pragacz. - To stan wyższej konieczności i nie ma innej drogi. Dziesięć razy nic się nie stanie, a raz jeden się stanie i będzie tragedia. Większość tragicznych wydarzeń to efekt nonszalancji. Słyszy się przecież, że w górach ostrzegano o lawinach, a i tak jakiś turysta postanowił zdobyć szczyt - mówi zastępca komendanta, dodając, że m. in. po to, aby wyrobić pewne nawyki w młodych ludziach, organizowane są ćwiczebne ewakuacje w przedszkolach, szkołach.

Najważniejsze w sytuacjach zagrożenia, to słuchać poleceń służb.

- Nie powinniśmy doprowadzać do sytuacji, kiedy zagrożenie będzie się potęgowało - wskazuje Merks.

I tak, w przypadku komunikatów o możliwych wichurach, nawałnicach, pierwsze, co powinniśmy zrobić to…

- Pozamykać okna, pozabierać rzeczy z balkonów, tarasów, wcześniej naładować komórkę, zabezpieczyć co się da - instruuje Grzegorz Pragacz.

Co jest najważniejsze podczas zarządzania kryzysami? Każdy z naszych rozmówców zwraca uwagę na sprawny przepływ informacji, szybkość podejmowania decyzji i szybkość reakcji na zagrożenie. Ale nie tylko:

- Najważniejsza jest moim zdaniem współpraca między służbami - mówi Artur Romanik. - Znakomicie sobie z tym radzimy na poziomie lokalnym. Jako przykład podam niedawne wydarzenie: pod Goworowem przewróciła się cysterna przewożąca paliwo. Na jezdnię wyciekł olej napędowy. W swoich zasobach nie mieliśmy sorbentu, potrzebnego do zneutralizowania substancji. Użyczyło nam go Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego.

Robert Majkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.