Małgorzata Jabłońska

Gm. Krasne. Szybki pieniądz ze… ślimaków [ZDJĘCIA]

Gm. Krasne. Szybki pieniądz ze… ślimaków [ZDJĘCIA]
Małgorzata Jabłońska

W Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech uważane są za przysmak. Jak wygląda hodowla ślimaków, opowiada Mirosław Brzuzy.

Mirosław Brzuzy, 43-letni rolnik, prowadzi gospodarstwo rolne w Szlasach-Leszczach w gminie Krasne w powiecie przasnyskim. Od 12 lat jest w związku z Ewą, którą zna od dziecka. Gospodarstwo prowadzi od 18. roku życia, jednak wszelkie obowiązki przejął już w wieku 14 lat, kiedy jego tata doznał udaru mózgu. Pan Mirosław objął 12 hektarów, obecnie ma ich 22. Warto dodać, że ojciec pana Mirka doszedł do siebie, czuje się dobrze i tryska humorem.

Do niedawna Mirosław Brzuzy prowadził tradycyjną produkcję rolną, ale całkiem niedawno to się zmieniło. Pan Mirek postanowił zająć się hodowlą ślimaków jadalnych Helix Aspersa Muller, które w Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech uważane są za przysmak. Charakteryzują się dobrymi walorami smakowymi - mięso tego gatunku jest konsumowane w całości, więc jego obróbka kulinarna wymaga niewielkich nakładów pracy.

Pionier w regionie

- Swoją przygodę z hodowlą ślimaków rozpocząłem w zeszłym roku, namówiła mnie do tego moja przedsiębiorcza siostra. Zdecydowałem się podjąć tę próbę, ponieważ tradycyjne rolnictwo przynosi coraz mniejsze dochody. Na początku konieczne są inwestycje, nie da się ich uniknąć w żadnej dziedzinie biznesu. Najdroższy był zakup palet do wyposażenia parku hodowlanego. Kupiłem gotowe, jednak kiedy będę poszerzał hodowlę, kupię drewno z lasu i sam przetrę na tartaku. Wtedy będzie znacznie taniej. Oczywiście liczę na zwrot z inwestycji, bo za kilogram ślimaków Muller w skupie można uzyskać 7-11 zł. Ich hodowla nie jest trudna, ale jestem na początku tej drogi i wszystkiego uczę się na własnych błędach - przyznaje gospodarz.

Jeśli od razu miałbym właściwą wiedzę hodowlaną, ustrzegłbym się wielu pomyłek, których naprawa kosztuje wiele pracy i pieniędzy. Ale nie bardzo mam kogo podpatrywać, bo w hodowli ślimaków jestem pionierem w naszym regionie.

Pan Mirek w pierwszym roku kupił maleńkie ślimaki (oseski) od producenta, poddał je tuczowi i na koniec sezonu z niewielkim zyskiem sprzedał dorosłe, odchowane ślimaki. Aby zwiększyć opłacalność hodowli, w 2017 roku zdecydował się na samodzielne rozmnożenie. Wylęgarnię stanowi niewielkie pomieszczenie, w którym panuje temperatura pokojowa i wysoka wilgotność. Stado rodzicielskie stanowią dojrzałe płciowo, dorosłe ślimaki. Po obudzeniu z zimowego snu trzyma się je w temperaturze od 15-22 stopni na drewnianych stelażach, karmi paszą dla ślimaków, buraczkami, marchwią, kapustą i zrasza wodą (powinna mieć około 15 stopni C).

- Na razie jest to próba, już wiem, że powinno to być trochę inaczej zorganizowane - przyznaje hodowca. - Widzę, że niewłaściwie umieściłem tabletki z solą na stelażach. Sól stanowi dla ślimaka barierę nie do przebycia. Jednak przy obecnym ułożeniu solnych tabletek, ślimak potrafi wejść jeden na drugiego i wypaść poza stelaż. Raz na kilka dni „ganiam” je więc po całym pomieszczeniu - żartuje pan Mirek.

- Podobnie posadzka, powinna być wyłożona płytkami, mieć rynsztok i odpływ, a najniżej położona półka stelażu powinna mieć otwory, aby ułatwić czyszczenie. Ale jak mówiłem - uczę się na błędach. Teraz wiem jakie pomyłki popełniłem i kiedy będę rozszerzać hodowlę, uda mi się ich uniknąć - uważa gospodarz.

Sól, żeby nie uciekły

Przez kilka wiosennych tygodni reproduktory w pomieszczeniu żerują, nabierają sił, kopulują i stają się zdolne do złożenia jaj. Mniej więcej w połowie kwietnia w wylęgarni ustawia się niewielkie pojemniczki z próchniczą ziemią o odczynie obojętnym lub lekko kwaśnym (pH 5,5-7,0). Gotowy do rozrodu ślimak wkręca się w glebę i składa tam kokon złożony z 80 do 120 idealnie okrągłych, maleńkich jaj o mlecznym zabarwieniu.

Po ich złożeniu najczęściej kończy życie. Zadaniem hodowcy jest delikatne wybranie jajeczek i przełożenie ich do inkubatorów wypełnionych kwaśną (pH 3,5-4,5), torfową ziemią. Trzeba ją zwilżyć za pomocą spryskiwacza i dbać o to, aby nie przeschła. Jako inkubatory znakomicie sprawdzają się styropianowe, zamykane pojemniki, dobrze znane każdemu bywalcowi barów szybkiej obsługi. Po około 3-4 tygodniach w temperaturze 18-22 stopni z jajeczek wylęgają się maleńkie ślimacze podrostki. Mają już wtedy pierwocinę muszli, jednak są wielkości łebka od szpilki.

Kiedy na zewnątrz zrobi się ciepło, wypuszcza się je na wybieg, gdzie rozwijają się i przybierają na wadze. 3,5 ara parku hodowlanego na świeżym powietrzu umożliwia wyhodowanie 1 tony ślimaków. Mimo, że ogrodzenie ma tylko kilkadziesiąt centymetrów wysokości, mięczaki nie mają szansy opuścić zagrody. Także w tym przypadku ucieczkę uniemożliwia sól umieszczona pod rantem ogrodzenia. Wewnątrz zagrody sieje się rzepik odmiany Perko - mieszańca rzepaku ozimego i kapusty chińskiej. To on stanowi część pożywienia. Charakteryzuje go silny wzrost, duża zdolność odrastania, duży plon, mało drewniejącej zielonej masy, co powoduje, że idealnie nadaje się na paszę dla ślimaków. Park hodowlany wyposażony jest w ułożone pod kątem drewniane palety - powinny zakrywać 40 proc. powierzchni pola.

Rewelacyjnie przybierają na wadze

- Moja zagroda ma 7 arów powierzchni, co pozwoli mi uzyskać 2 tony ślimaków, ale planuję wybudowanie kolejnej - mówi pan Mirek.

- Maleńkie, ślimacze podrostki wpuszcza się tu w połowie maja. Jeśli ktoś dysponuje foliowym tunelem, może to zrobić nieco wcześniej. Jednak konieczne jest, aby nie było mrozów, bo odmiana ślimaka Aspersa Muller pochodzi z ciepłego klimatu i temperatury wczesnej polskiej wiosny mogą być dla nich zabójcze. Młodsze osobniki żerują w gąszczu rzepiku, pod koniec sezonu kryją się przed słońcem pod paletami, gdyż rzepik został już zjedzony. Prowadzą nocny tryb życia, dlatego karmienie ich nie stanowi kłopotu. Wystarczy raz dziennie, przed zapadnięciem zmroku, przejść się po zagrodzie i rozsypać specjalną karmę dla ślimaków, a pod koniec sezonu wraz z normalną karmą podać im zawierającą wapń kredę, umożliwiającą wybudowanie twardej, zdrowej muszli. Pasza zawiera zboża, olej słonecznikowy i sojowy oraz składniki mineralno-witaminowe.

Żywienie jest niezwykle efektywne, ślimaki rewelacyjnie przybierają na wadze - 1 tona paszy pozwala na uzyskanie przyrostu masy ślimaków o 1 tonę.

- Wewnątrz wybiegu wytyczone są ścieżki, ważne jest aby nie zarosły, bo wówczas wejście w zielsko spowodowałoby zdeptanie ślimaków - tłumaczy hodowca. - Jeśli ścieżki są czyste i nie pada, ślimaki w ciągu dnia trzymają się od nich z daleka, odstrasza je otwarta, nasłoneczniona przestrzeń. Ważną częścią mojej zagrody hodowlanej są zraszacze. Zainstalowałem system drobnokroplistego nawadniania, stosowany przy uprawach borówek. System pokrywa 100 proc. powierzchni zagrody. Automat włącza go dwa razy w ciągu nocy na 15 minut. Jeśli pada, dodatkowe nawadnianie nie jest konieczne. Jednak podczas suchej pogody ich użycie staje się nieodzowne, bo ślimaki do prawidłowego rozwoju potrzebują wilgoci. Koszt wody jest niemały, bo wynosi około 1000 zł na tonę ślimaków. Jedyny mankament jest taki, że woda musi być niechlorowana. U nas na szczęście chlorują okazyjnie, a dzięki uprzejmości pracownika wodociągów wiem, kiedy chlor zostanie dodany - dodaje zaradny hodowca.

Na stoły w Hiszpanii

Na początku września dorosłe już osobniki zbiera się ręcznie, czyści i segreguje - wyjaśnia pan Mirek. - Wynajmuję do pomocy kobiety, które je zbierają. Właśnie w tym okresie pracy jest najwięcej. Przez cały dzień dobry pracownik może zebrać i przesortować około 80 kg ślimaków. Zbiór odbywa się na siedząco, wystarczy lekko unieść paletę, ślimaki siedzą pod jej spodem i są na wyciągnięcie ręki - wyjaśnia.

Są trzy klasy handlowe: ślimak pierwszej klasy ma wagę od 5-12 gramów, długość muszli 25-40 mm. Takie są najbardziej opłacalne, za kilogram można uzyskać 7-11 zł. Muszla musi mieć wyraźny rysunek i wywinięty na zewnątrz brzeg o wyraźnie perłowym wybarwieniu. Skorupa musi być twarda i bez ubytków, a ślimak - koniecznie żywy.

- Po zebraniu ślimaków umieszczamy je w klatkach z siatki, tu nie dostają już jeść - tłumaczy pan Mirek. - Przez 4 dni przemywa się je tylko czystą wodą, aby usunąć nieczystości. W takich warunkach ślimak wypróżnia się, ulega wysuszeniu i zamyka muszlę.

Po posegregowaniu na klasy, ślimaki pakuje się w siatkowe worki po 5-6 kg, a następnie w jednorazowe plastikowe skrzynki. Zostaną przetransportowane do punktu skupu, ostatecznie zaś trafią do Hiszpanii.

Ślimak ma podobno smaczne mięso, trochę podobne do drobiowego. Znam to jednak z opowieści, bo sam nie próbowałem.

- W tym roku oddam do skupu głównie ślimaki klasy pierwszej. Część klasy drugiej przeznaczę na przyszłoroczne mateczniki. Przelicznik jest następujący - aby uzyskać tonę ślimaków w przyszłym roku, trzeba mieć około 30 kilo dorosłych ślimaków - reproduktorów, które dadzą mniej więcej 13 000 jajeczek. Zimą ślimaki muszą być przechowywane w suchym pomieszczeniu przy wilgotności wynoszącej 60-70 proc. i w temperaturze 3-5 stopni. W takich warunkach zapadają w hibernację i na jakiś czas można o nich zapomnieć. Wiosną budzi się je, zwiększając wilgotność i temperaturę, podkarmia i szykuje do składania jajek. I tak cały cykl się powtarza.

Ziemniaczany król

- W ślimakach fajne jest to, że efekty hodowli pojawiają się bardzo szybko, od reproduktorów do dorosłych, gotowych do sprzedaży osobników mija pół roku. To jest szybki pieniądz - zachwala pan Mirek. - Hoduję również byki, ale tu na zwrot czeka się ponad 2 lata, a i tak zysku z tego jest tyle, co kot napłakał. Tak naprawdę cały zarobek polega na tym, że obornik zostaje - uśmiecha się gospodarz. - Zresztą nie można teraz kupić dobrych cieląt do chowu. Ostatnio roczniaki sprowadzałem aż z Litwy. Były wprawdzie drogie, bo kosztowały 3000 zł za sztukę, ale bardzo ładnie przyrastały. Dobry byk mięsny może osiągnąć wagę nawet 900 kg, można wtedy za niego wziąć 6000 zł. Jak sama pani widzi, jeśli policzy się koszty, kokosów z tej hodowli nie ma.

Obecnie w oborze pana Mirka jest około 30 byków rasy charolaise, holsztyńsko-fryzyjskiej, limousine i simental.

- Uprawiam też rośliny, głównie pszenicę. Co roku wysadzam też około 6 hektarów ziemniaków - opowiada. - Mniej więcej 2 ha sprzedaję jako młode, większość jednak idzie do handlu jesienią. Jeżdżę z nimi na targ aż do Szczytna, można tam uzyskać niezłą cenę. Czasem bywa, że obracam na Mazury dwukrotnie w ciągu dnia. Mam stałych odbiorców, więc ze zbytem nie ma problemów. Można powiedzieć, że w Szczytnie jestem ziemniaczanym królem. Okoliczni rolnicy szczerze mnie z tego powodu nie cierpią.

- Jesienią pracuję od świtu do nocy, jednak największy problem polega na tym, że coraz trudniej znaleźć ludzi do pracy. Mam tu pomocnika, któremu płacę także zimą i na siłę wynajduję mu robotę, byleby nie poszedł do kogoś innego. Z roku na rok z pracownikami jest coraz gorzej. Zimą, owszem - chętnych do pracy jest mnóstwo, jednak latem i jesienią, kiedy w gospodarstwie jest nawał obowiązków, skorych do pomocy nie ma. Dlatego podejmuję próby ze ślimakami, one nie są aż tak pracochłonne.

Małgorzata Jabłońska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.