Ja bohater? Jeśli już, to dla syna - mówi Andriej Sirowatskyi, ukraiński kierowca ze Strzelec, który uratował ludzi z ognia

Czytaj dalej
Fot. fot. Zbigniew Borek
Zbigniew Borek

Ja bohater? Jeśli już, to dla syna - mówi Andriej Sirowatskyi, ukraiński kierowca ze Strzelec, który uratował ludzi z ognia

Zbigniew Borek

- Żeby się te dzieci nie zapaliły, jedną ręką je wyciągałem, a drugą gaśnicą gasiłem ogień - Andriej Sirowatskyi unosi ramiona jakby tu, na ławce pod drzewem, znów wyciągał i znów gasił. Jak wtedy pod Szczecinem, gdy uratował życie czterech osób.

To ty jesteś ten bohater z Ukrainy! - rzucił inspektor transportu drogowego. Andriej się obruszył. - Ja nie wiedział, co to bohater. Że to gieroj. Ja myślał, że on mnie obraża jakoś... - uśmiecha się. Przeprasza, że „nie wszystko mówi po polsku”. - Najsłabiej z nas, bo on ciągle sam, w ciężarówce, nie ma z kim rozmawiać - pół żartem, pół serio tłumaczy go córka. Sasza (tak na nią wołają, choć to Aleksandra) jeszcze dwa lata temu chodziła do ogólniaka z tłumaczem. Dziś mówi ładną polszczyzną, prawie bez obcego akcentu. Dima (oficjalnie: Dmytro) po wakacjach idzie do podstawówki. Polski opanował na podwórku. Tatiana, żona Andrieja, od sąsiadów. - Choćby od Ewy. To nasz anioł, we wszystkim pomoże. Jak Andriej był w trasie, na pogotowie mnie nawet wiozła - pani Tatiana z uśmiechem wskazuje Ewę Piórkowską. Pani Ewa: - Andriej to nasz bohater. Jesteśmy z niego dumni.

Uratował mnie Andriej z Ukrainy
Siedzimy na ławce przed ich blokiem w Strzelcach. Podchodzi sąsiad, ściska rękę, „gratuluję”. Wcześniej tego dnia ręce Andrieja i jego rodziny ściskali: marszałek zachodniopomorski w Szczecinie, wicewojewoda lubuski w Gorzowie, burmistrz w Strzelcach. Jeszcze wcześniej Andriej był z rodziną w TVN.

źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Na piątek (jest środa) są zaproszeni do telewizji śniadaniowej. Przed chwilą przez telefon próbowała się dobić o spotkanie dziennikarka „Wyborczej”. Andriej nie ma jednak czasu: lada chwila może dostać wiadomość, że rusza w trasę.

Sześć godzin po tym, jak wyciągał ludzi z płonących aut, już jechał 40-tonowym iveco do Norwegii (przez Bałtyk promem, przez Szwecję na kołach). - Pytali, czy ja się dobrze czuję. A ja, że ręce, nogi mam, to jadę - Andriej śmieje się na ławce, że wszystko u niego działa. Tatiana: - On taki jest. Jakbyśmy go nie zobaczyli w telewizji, pewnie nic by nam nie powiedział.

Sasza:- W telewizji jakaś pani opowiadała, że uratował ją i innych Andriej z Ukrainy. Od razu wiedziałam, że to tata.
Tatiana: - Ja do niego dzwonię, a on, że nic, nic, wszystko w porządku, nic mu nie jest. Pytam, czy poparzony, bo mówili, że on gołymi rękoma szybę wybił, ludzi prosto z ognia wyciągał. A ten, że nic takiego. Jeszcze sobie próbował żartować, żebyśmy my nie przeżywali nic za bardzo.

„Po wszystkim” Andriej odszedł na bok i zapalił papierosa. Podszedł do niego inny kierowca. Zapytał: „Co, gorąco?” A potem: „Ile osób zginęło”. Odpowiedział, że jedna. - To był dla mnie smutek... Nie mogłem się zgodzić, że ktoś nie żyje - mówi. Dopiero od prokuratora dowiedział się, że śmiertelnych ofiar było aż sześć. - Przecież biegałem wokół tych samochodów, krzyczałem, nasłuchiwałem, czy ktoś nie wzywa pomocy. Nie było odzewu - opowiada. I tłumaczy (bardziej sobie niż reporterowi): - Pewnie zginęli w tym pierwszym wybuchu…

W ciepły słoneczny dzień na ławce w Strzelcach wrzuca wsteczny. Cofamy się o dziewięć dni. Jest 9 czerwca. Sirowatskyi jedzie między węzłami Kijewo i Dąbie (A6 przechodzi tu w S3). Tir, którym kieruje 35-letni mieszkaniec woj. lubuskiego, wjeżdża w rząd aut. Andriej jest tuż za nim. - Zobaczyłem duży ogień, usłyszałem duży huk - mówi. Zatrzymuje cieżarówkę. Chwyta gaśnicę. Biegnie do pierwszego samochodu. Widzi dzieci i ogień z tyłu.

- Żeby się te dzieci nie zapaliły, jedną ręką je wyciągałem, a drugą gaśnicą gasiłem ogień - unosi ramiona jakby tu, na ławce pod drzewem, znów wyciągał i znów gasił

Po wyciągnięciu dwojga widzi jeszcze w środku kobietę. Chwyta ją, próbuje wyciągnąć przez okno, ale jest przypięta. Ktoś krzyczy „nóż!”, ale nie ma czasu. Andriej wciska ją w fotel płonącego samochodu, wsuwa się za nią, żeby odpiąć pas. Potem chwyta kobietę, o tak, pod pachy, i wyciąga z samochodu do połowy. Ktoś rzuca się do pomocy, podają we dwóch kobietę komuś przez balustradę. Andriej rusza do ciężarówki po wodę, bo gaśnica mu się skończyła. Chwyta dwa pięciolitrowe baniaki. Biegiem do drugiego samochodu. Pełno w nim dymu, dłonie uderzają od środka w szybę... Andriej szarpie klamkę. Drzwi są pokiereszowane, nie puszczają. Wybija szybę gołymi rękami. Chwyta kobietę za ręce i głowę. - Pomógł mi jakiś chłopak - wzdycha.

Rusza do trzeciego samochodu. - Palił się już tak, że otworzyłem baniak i rzuciłem wodę. Płomienie buchnęły, aż mnie odrzuciło i zatkało - pokazuje. Drugi baniak wylewa na siebie, bo ma już wrażenie, że sam zaczyna płonąć... Widzi w tym samochodzie człowieka... Chwyta go. - Palił się... Nie wiem, jak to powiedzieć, ale wiedziałem, że nie żyje.

Żal? Ani w głowie, ani w sercu
W karambolu zginęło sześć osób, cztery zostały ranne. Nikt nie ma wątpliwości: gdyby nie Andriej Sirovatskyi, ofiar byłoby więcej. Ten broni się przed słowem „bohater”. - Jeśli już, to najwyżej dla swojego syna i to mi wystarczy. To, co zrobiłem, to... normalne. Zrobiłem to dla siebie, inaczej nie było można - mówi na konferencji prasowej w Gorzowie Wlkp. Dimę czochra po włosach. - Jest prawdziwym… tatą i… i… - mówi siedmiolatek. Mama, siostra, dziennikarze podpowiadają: „I… bohaterem!”, ale przestraszony kamerami i mikrofonami malec zaczyna płakać. Prawdziwy tato bierze go na ręce, tuli, całuje.

Żona i córka podkreślają, że Andriej jest ich bohaterem od zawsze: - Jak komuś trzeba pomóc, czy to w pracy, czy w sąsiedztwie, on zawsze pierwszy.

Teraz stał się bohaterem i dla Polaków, i dla Ukraińców. Dzielny człowiek, wielki bohater, brawo, wielkie ukłony - sypią się komentarze. - Wszystkie portale ukraińskie w Polsce i wszyscy Ukraińcy chwalą się Andriejem. Media na Ukrainie o nim mówiły, był w telewizji ukraińskiej - mówi Artur Graban, prawosławny ksiądz ze Strzelec. I podkreśla: - Andriej zrobił rzecz niezwykłą, ratując czworo ludzi. Zrobił jednak „przy okazji” niebywałą robotę dla wizerunku Ukraińców. Pokazał, że Ukrainiec, ba!, ukraiński kierowca, może być bohaterem. Mówi się o nich w Polsce w złym tonie. Że jeżdżą niebezpiecznie. Że potrafią siąść za kółko pijani. Że są agresywni. A tu nagle ukraiński kierowca bez chwili wahania ryzykuje życie, żeby ratować ludzi na polskiej trasie!

W Gorzowie i powiecie na 190 tys. mieszkańców 20 tys. stanowią Ukraińcy. W dużych fabrykach, jak Faurecia czy TPV, ukraińskie są już całe zmiany. Artur Graban to w lokalnym świecie Łemków i Ukraińców człowiek orkiestra. Jest proboszczem parafii w Brzozie i Ługach. W Strzelcach założył stowarzyszenie Lemko Tower („Tower”, bo wyremontowali na siedzibę starą wieżę ciśnień). Wydają książki i płyty, prowadzą łemkowskie radio internetowe. Założona przez ks. Grabana fundacja Fotismos (z greckiego: przejrzenie) kieruje biurami do spraw integracji cudzoziemców przy urzędzie wojewody w Gorzowie i Zielonej Górze. - Pomagamy setkom osób w miesiącu, 3,5 tys. w całym zeszłym roku - opowiada.

Zdarzyło się, że pani z Ukrainy polski pracodawca nie naliczył 60 nadgodzin. Inny podsunął do podpisu Ukraińcowi, który nie znał polskiego, pismo, że uszkodził służbowy samochód. - Czasem wystarczy, że zadzwonimy. Ktoś słyszy polski, wie, że Ukraińcem ktoś się zainteresował, i od razu odpuszcza: „To niech pan Wasyl przyjdzie jeszcze raz, wyjaśnimy nieporozumienie”. Ci ludzie pracują w Polsce po 300, 400 godzin w miesiącu. Wielu z nich wiąże przyszłość z Polską. Niemcy lepiej płacą, ale są Ukraińcom kulturowo obcy, bariera językowa jest też silniejsza. Ukraińcy nie różnią się od Polaków mentalnie ani wizualnie. Szybko się asymilują. We własnym kraju nic ich nie trzyma. Nie wierzą w zmiany.

- Nie, nie kasa. Życie - Andriej Sirovatskyi odpowiada na pytanie, dlaczego wybrał Polskę. - Na Ukrainie przez 25 lat nic się nie zmieniło, a ja pamiętam Polskę z 1991 r.: wszędzie jamy w drogach i brzydkie bazary. Teraz to jest inna kraina. I mnie się podoba, że Polacy wszystko sami zrobili. Nie pokazywali palcem tego, no,… wroga, że ktoś inny winny. Tylko sami zrobili. Nie podobały im się wzyatki, znaczy… te… łapówki, to przestali dawać. I nie ma korupcji w Polsce. Wielki szacunek dla Polaków.

Andriej jest w Polsce od czterech, rodzina od dwóch lat. Pomógł im ks. Graban. - Z mieszkaniem, ze szkołami, z urzędami - Tatiana Sirovatskiya nie może się nachwalić. Gdy wyjeżdżali z Czer - kasów (trzy godziny samochodem od Kijowa), wszyscy jej mówili, że będzie żałować. - Ani przez chwilę. Ani tu, ani tu - pokazuje na głowę i serce.

Zakochali się w 11-tysięcznych Strzelcach. - Dla mamy nawet Gorzów za duży. Byliśmy na zakupach, zaraz chciała wracać do swoich Strzelec - śmieje się Sasza. Byli zobaczyć „wielikiewo” Jezusa w Świebodzinie, w Berlinie pojechali do zoo. Na ławce w Strzelcach cały czas są uśmiechnięci. Tylko Dima rozgląda się za kolegami, żeby ograć nową piłkę, która dostał od wicewojewody, gdy ten spotkał się z tatą.

Na zewnątrz jakby nosił maskę
Na tym spotkaniu żona i córka mówiły, że Andriej przeżywa „to, co się stało”. - Na zewnątrz jakby nosił maskę, ale pod spodem coś się dzieje. Nie śpi w nocy - to Tatiana. - Jakiś taki jest nieswój - to Sasza. Andriej prawie się nie odzywał. - Nie sądzi pan, że bohaterowi warto zaproponować pomoc psychologa? - zapytał reporter „Gazety Lubuskiej” wicewojewodę Wojciecha Perczaka. Ten odparł: - Tak... Zajmiemy się tym. Nie mieliśmy świadomości, że może być potrzebna.

Do redakcji zgłosiła się pani psycholog, deklarując darmową pomoc. Andriej był już jednak w drodze do Chorwacji (- Tata chce zdążyć wrócić na moje urodziny - mówi Sasza). Andriej obchodzi też swoje: w tę sobotę, 22 czerwca, kończy 48 lat. Marzy o polskim obywatelstwie dla siebie i rodziny. Musiałby na to jeszcze sporo czekać, bo nie ma polskich korzeni, certyfikatu językowego też. Prezydent RP może jednak przyznać obywatelstwo bez takich formalności. Pomoc zadeklarował Olgierd Geblewicz, zachodniopomorski marszałek. Ks. Graban jest dobrej myśli: - Możemy liczyć na wsparcie także wojewody lubuskiego Władysława Dajczaka, zresztą strzelczanina. Najpewniej w piątek złożymy wniosek do prezydenta Dudy.

Przeczytaj także: Bohaterski kierowca z Ukrainy uratował cztery osoby [WIDEO]

Zbigniew Borek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.