Jak Andrzej Morawski pomaga demokracji w Ostrowi [WYWIAD]

Czytaj dalej
Fot. Mieczysław Bubrzycki
Mieczysław Bubrzycki

Jak Andrzej Morawski pomaga demokracji w Ostrowi [WYWIAD]

Mieczysław Bubrzycki

- My po prostu pomagamy demokracji - mówi Andrzej Morawski, przewodniczący ostrowskiego oddziału Ruchu Kontroli Wyborów i Władzy.

Jest Pan twarzą i głosem ostrowskiego Ruchu Kontroli Władzy i Wyborów. Kto jeszcze za Panem stoi?

- Jesteśmy stowarzyszeniem. W ostrowskim oddziale jest 17 zadeklarowanych członków, ale na nasze otwarte spotkania przychodzi nawet ponad sto osób, jak na przykład na spotkanie z redaktorem Stanisławem Michalkiewiczem.

Po co zaangażował się Pan w tę działalność?

- W wyborach w 2014 roku ubiegałem się o stanowisko burmistrza, ale przegrałem. Na jakiś czas wycofałem się z działalności publicznej, ale przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku zostałem zachęcony przez kolegów z Warszawy, aby włączyć się do powstałego właśnie Ruchu Kontroli Wyborów. W efekcie nasi przeszkoleni ludzie obserwowali te wybory aktywnie uczestnicząc w pracach komisji wyborczych i sądzę, że dzięki temu były one bardziej wiarygodne. Po wyborach postanowiliśmy działać dalej i RKW przekształcił się w Ruch Kontroli Wyborów i Władzy. Też się w to zaangażowałem, bo każdej władzy, jakakolwiek by nie była, należy patrzeć na ręce, kontrolować i zadawać pytania. To, co robię, a wraz ze mną grupa innych osób, to po prostu element demokracji. My w ten sposób pomagamy demokracji.

Jesteście jednak postrzegani jako rodzaj opozycji w mieście, jako grupa osób przeciwnych nowemu burmistrzowi.

- Nie jesteśmy żadną opozycją, tylko stowarzyszeniem, które realizuje swój statut. Jednym z podstawowych celów RKWiW jest kultywowanie i kontynuowanie polskich tradycji samorządowych. Uważam, że idea samorządności powoli obumiera i samorządy nie spełniają się przede wszystkim z powodu niewłaściwego podejścia do swojej roli przez wielu pełniących najważniejsze funkcje w miastach i gminach. Jakby zapominają, że jest to rola służebna w stosunku do mieszkańców, którzy im powierzyli władzę. Dlatego staramy się mówić o tym i robić wszystko, żeby to zmieniać.

Nie wiem, dlaczego przyjęło się u nas przekonanie, że każdy, kto ośmiela się pytać, od razu jest określamy jako opozycja, a nawet zarzuca mu się prowadzenie kampanii wyborczej, jakby to był grzech i świętokradztwo. W sierpniu 1980 roku byłem jednym z założycieli NSZZ „Solidarność” w zakładzie ZURAD w Ostrowi. Z nostalgią wspominam tamte czasy i wspaniałych ludzi, którzy odważnie starali się przeciwstawić nepotyzmowi, arogancji, niekompetencji, ogromnemu marnotrawstwu i niegospodarności.

Domagaliśmy się przejrzystości, uczciwości i konsultowania z nami, gospodarzami, istotnych dla zakładu poczynań. Okazuje się, że to wraca, a ideały „Solidarności” znów są aktualne. Kontroli musi zwłaszcza podlegać zarządzanie majątkiem publicznym. To fundament zarządzania nawet w gospodarstwie domowym. Tymczasem władza obraża się na tych, którzy pytają o to, czy tamto. Widać to nawet na sesjach ostrowskiej rady miasta, kiedy pytania zadawane przez niektórych radnych są określane przez burmistrza jako wcześnie rozpoczęta kampania wyborcza, a sami radni jako opozycja.

To przypadłość nie tylko tej kadencji, tak było także wcześniej. Znam to z autopsji, bo też byłem radnym. Od kilku kadencji ci sami radni pytają, ci sami nic nie mówią i o nic nie pytają, i ci sami wyrażają oburzenie, że ktoś śmie pytać i podważać słuszność kierunku, jaki obrała nasza władza, a następnie dają słuszny odpór tym pytającym wichrzycielom.

Ale RKWiW, którym Pan kieruje, nie jest w radzie, a też aktywnie, a nawet bardzo aktywnie, krytykuje obecnego burmistrza, mimo że rządzi dopiero pierwszą kadencję. Poprzedni burmistrzowie nie mieli takiego dodatkowego kontrolera.

- To prawda, ale RKWiW działa dopiero od niedawna. Nasza działalność nie polega jednak tylko na krytykowaniu obecnego burmistrza. Dostrzegamy wszelkie zaszłości, które na pewno nie pomagają mu rządzić i powodują, że władza samorządowa wciąż musi przewracać się o własne nogi. Skupiamy się natomiast na sprawach, które dzieją się teraz.

Pan jako były radny miasta z listy PiS powinien mieć jednak chyba więcej wyrozumiałości dla burmistrza, który jest jednocześnie szefem powiatowych struktur tej partii.

- Nigdy nie byłem w PiS, ale wciąż sprzyjam i kibicuję tej partii. Natomiast burmistrz Jerzy Bauer nie był najlepszym kandydatem na burmistrza i dlatego na niego nie głosowałem. Nie jest także dobrym burmistrzem, choć w porównaniu z poprzednikiem jest duża różnica. Burmistrz Bauer ma jednak pewne cechy, które nie pozwalają mu dobrze spełniać swojej roli.

Jakie na przykład?

- A choćby taką, że nie chce słuchać, co inni mówią i dbać o to, żeby nie było podziału „władza - my”. Moim zdaniem, mądry burmistrz powinien sam zabiegać o dialog, słuchać głosów krytyki i starać się bez uprzedzeń je zrozumieć, żeby nie wypaść z torów, po których powinien się poruszać.

Ale może powinno też być minimum zrozumienia z obu stron? Może sposób, w jaki Pan formułuje swoje uwagi, czyli - jak to mówi burmistrz - pytania z tezą, powoduje, że te uwagi traktowane są jako atak, a nie krytyka.

- Taki już jestem, że mówię, co myślę. A przejawem czego jest fakt, że burmistrz na spotkaniu publicznym ruga mnie za to, że formułuję pytania nie tak, jak on by sobie wyobrażał?

Ruch, na którego czele Pan stoi, szczególnie często zabiera głos w dwóch sprawach. Pierwsza to nasycalnia podkładów kolejowych. Czy faktycznie obecny burmistrz jest głównym winowajcą tego, że od 20 lat zatruty teren nasycalni i coraz szersze okolice to tykająca bomba ekologiczna?

- Nigdy tak nie mówiłem. Uważam jednak, że burmistrz mógłby w tej sprawie - i powinien - zrobić więcej niż robi. To poważny problem wszystkich mieszkańców, zatem burmistrz powinien robić wszystko, żeby go rozwiązać. Tymczasem zamiast woli współpracy jest lekceważenie naszych wniosków w tej sprawie oraz ostentacyjne unikanie spotkań, które są organizowane. A przecież burmistrz powinien przyklasnąć temu, co robimy, bo to jest także w jego interesie. O wiele więcej zdziałalibyśmy, gdybyśmy działali wspólnie z burmistrzem.

Jak Pan wie, możliwości burmistrza w tej sprawie nie są jednak duże, bo teren należy do PKP.

- Można jednak zrobić znacznie więcej, np. angażując w to posłów partii rządzącej.

Druga sprawa, o której mówicie, to Muzeum - Dom Rodziny Pileckich. Osobiście, ale także jako przedstawiciel ruchu, jest Pan temu mocno przeciwny, a w swoich komentarzach bardzo kąśliwy.

- Bo jest ono niepotrzebne. To tylko bezsensowne wydawanie pieniędzy. Mamy w Ostrowi prywatne i bardzo prężne muzeum i miasto powinno je wspierać, a nie tworzyć swoje. Lekcje historii poświęcone rotmistrzowi Pileckiemu można natomiast organizować w Zespole Szkół nr 1, który nosi jego imię i gdzie mamy izbę jego pamięci. Nie sądzę, żeby w przyszłości to muzeum cieszyło się wielką popularnością.

Ale przecież ministerstwo będzie je finansowało w sporej części, przekaże też pieniądze na jego urządzenie. Miasto wyda tylko 200 tys. zł rocznie na bieżące utrzymanie. Nie powinno się skorzystać z tych pieniędzy?

- Ale to także są pieniądze publiczne. A kto pokryje koszty, kiedy skończy się już 4-letnia umowa z ministerstwem kultury? Nikt nie odpowiada na pytania, które stawiamy w tej sprawie.

A nie przemawia do Pana argument, że postać bohaterskiego rotmistrza, postaci powszechnie znanej i niekontrowersyjnej, będzie kojarzona z Ostrowią? To może bardzo dobrze służyć promocji miasta.

- Nie sądzę. Nie uważam też, żeby po urządzeniu tego muzeum przyjeżdżały tu tłumy turystów. Ponadto uważam, że burmistrz powinien przede wszystkim zajmować się pozyskiwaniem inwestorów, którzy będą tworzyć nowe miejsca pracy.

W jaki sposób ma to robić? Samorządy mają niewielkie możliwości, mogą co najwyżej zachęcać korzystnymi podatkami oraz oferować dobre i uzbrojone tereny pod inwestycje.

- To właśnie mam na myśli, bo ważniejsze dla rozwoju miasta jest to, co pod ziemią, a nie to, co na ziemi. Nie jest wielką sztuką budować i remontować chodniki. Co jednak ważniejsze, burmistrz powinien więcej się ruszać w poszukiwaniu inwestorów oraz pieniędzy. One same nie przyjdą.

Pan także był kandydatem na burmistrza. Gdyby Pan nim został w 2014 roku, to do tej pory byłby w Ostrowi jakiś nowy zakład pracy?

- Tak. Ten inwestor jednak wybrał Wyszków. Chcę przypomnieć, że w latach 90. miałem spory udział w ściągnięciu do Ostrowi nowych firm, które działają do dziś. Mam na myśli firmę Kruger, za którą do naszego miasta trafiła i inwestowała Alpla, czy zatrudniającą nawet 550 osób firmę Kama. Tam wielu ludzi nie tylko otrzymało pracę, ale uczyło się zawodu.

Widzi Pan jakieś plusy tego burmistrza?

- Niewiele ich jest, ale podoba mi się, że ostatnio zdobył sporo unijnych pieniędzy na sieć ścieżek rowerowych. Nie jestem jednak przekonany, czy ten projekt uda się dobrze zrealizować, ze względu na zupełnie nieprzemyślane przez poprzednich naczelników i burmistrzów rozwiązania urbanistyczne miasta, a raczej ich brak - wąskie chodniki, brak miejsc parkingowych.

A sztuczne lodowisko?

- To jakieś nieporozumienie. Postawiono je w miejscu, gdzie wykonany przed laty za ponad 350 tys. zł projekt Centrum Za Stawem przewidywał obiekty kulturalne, między innymi kino, których wtedy nie zrealizowano z powodu braku środków. Wybudowanie tam lodowiska jest równoznaczne z wyrzuceniem tego projektu i pieniędzy do kosza. A z lodowiskiem będą związane koszty i pewnie dodatkowe etaty. Tak, jak z muzeum, które powstaje. Burmistrz zatrudnił tam już 5 nowych pracowników. Czy budżet miasta wytrzyma obciążenia finansowe związane z nowymi etatami i innymi kosztami związanymi z funkcjonowaniem muzeum?

Czy za rok wystartuje Pan w wyborach na burmistrza?

- Na razie o tym nie myślę…

Mieczysław Bubrzycki

Pracuję w Tygodniku od 38 lat. Wciąż zajmuję się sprawami lokalnymi, ostatnio - od kilkunastu lat - jestem redaktorem Tygodnika w Ostrowi, ukazującego się w powiecie ostrowskim. Wcześniej w redakcji zajmowałem różne funkcje, byłem m.in. sekretarzem redakcji, kierownikiem działu, teraz jestem redaktorem. Zawsze jednak byłem praktykującym dziennikarzem. I niech tak już pozostanie do mojej niedalekiej emerytury.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.