Jaśku, obudź się... Nadzieję daje stymulator

Czytaj dalej
Izabela Ossowska

Jaśku, obudź się... Nadzieję daje stymulator

Izabela Ossowska

Janku, Jaśku, Jasieńku otwórz oczy. Zobacz, mamy gościa - mówi Teresa Jankowska, mama 26-letniego Janka Jankowskiego, głaszcząc go delikatnie po twarzy. Jasiek unosi powieki. Po chwili jednak znów zapada w sen.

Janek był szalonym, lubianym i kochanym chłopakiem z sercem na dłoni. Dusza towarzystwa - zawsze skory do niesienia pomocy, i rówieśnikom, i starszym. Tak o nim mówią najbliżsi.

27 września 2015 roku Janek Jankowski uległ tragicznemu wypadkowi samochodowemu. Przeżył. Ale z energicznego chłopaka zmienił się w osobę, wymagającą całodobowej opieki. W rodzinnym domu w Chrzczonkach koło Różana jest otoczony ogromną miłością - rodziców, rodzeństwa i cioci, o której państwo Jankowscy mówią, że jest jego główną opiekunką.

Jako nastolatek Janek uczył się w I Liceum Ogólnokształcącym w Ostrołęce. I właśnie uczniowie tej szkoły wyszli z inicjatywą, by zorganizować dla niego charytatywną licytację.

Akcję przeprowadzili w poniedziałek, 12 czerwca. Na szkolnym dziedzińcu śpiewali i licytowali różne przedmioty. Zorganizowano również grilla. Można było wziąć udział w loterii, kupić ciasto czy kanapki. Cały dochód z imprezy (około 3 tysięcy złotych) zostanie przekazany na leczenie i rehabilitację Jaśka.

Wspomnienia bolą

Jak doszło do wypadku? Wspomnienie tego dnia jest dla rodziców bardzo bolesne.

- Dzień wcześniej Janek bawił się u koleżanki na weselu - wspomina pan Antoni. - Bawił się tam podobno bardzo ładnie. Po weselu, wpół do szóstej nad ranem na podwórko przyjechał samochód. Byłem przekonany, że auto prowadziła dziewczyna, z którą Janek pojechał na wesele. Byłem wtedy w obejściu. Po kwadransie samochód odjechał. Kilka minut później dowiedziałem się, że doszło do wypadku. Kiedy dotarłem na miejsce, Jasiek był już w karetce. Dziękujemy Bogu, że postawił wtedy blisko Janka anioła stróża. Bo tak można powiedzieć o ratowniku medycznym, który mieszka blisko miejsca, w którym doszło do wypadku. On wtedy usłyszał hałas i reanimował Janka do przyjazdu pogotowia. Janek jechał po pijanemu. Nigdy wcześniej tego nie robił. Znając go, pewnie chciał wrócić do towarzystwa. Prawdopodobnie wyniosło jego auto na łuku. Nikomu nie zrobił krzywdy. Natomiast sam został tragicznie poszkodowany...

O życie Janka walczono już w karetce pogotowia. Chłopak doznał rozległego urazu czaszki i głowy.

- Najpierw trafił do szpitala w Makowie Mazowieckim - wspomina pani Teresa, która jako lekarz medycy pamięta wszystko dokładnie. - Po 10 dniach został przetransportowany do szpitala na Bielanach. Tam została przeprowadzona operacja usunięcia kości, żeby zabezpieczyć mózg od obrzęku. Po bardzo krótkim pobycie w tym szpitalu został przewieziony na OIOM szpitala w Grodzisku Mazowieckim. Tam stracił przytomność, przeszedł śmierć kliniczną, był reanimowany, podłączony do respiratora. Przebywał tam półtora miesiąca. Miał wodogłowie, był operowany. Doszło do krwawienia wewnątrzmózgowego. Krew musiała zostać wtedy odprowadzona za pomocą specjalnych drenów. Następnie został przeniesiony na oddział neurochirurgii. Wdało się też zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Następnie syn trafił do szpitala klinicznego zakaźnego w Warszawie przy ul. Wolskiej. 28 kwietnia został przewieziony do ośrodka rehabilitacyjnego w Gołębim Dworze. Trafił do człowieka, który jako jedyny nie uznaje takiego określenia jak śmierć mózgowa - do profesora Jana Talara. On daje nadzieję, że można uratować takiego człowieka - podkreśla strapiona kobieta.

Mają nadzieję

Młoda dziewczyna po porodzie, mężczyzna po wycięciu naczyniaka - Jankowscy zobaczyli innych młodych ludzi, znajdujących się w śpiączce mózgowej.

- Wszyscy, którzy opiekowali się tymi osobami, byli pewni, że rehabilitacja, miłość i obecność najbliższych sprawią, że te osoby kiedyś wrócą do normalnego życia - mówi pani Teresa.

- Wtedy - można powiedzieć - okrzepliśmy w tym problemie i zobaczyliśmy, że takich osób jest wiele. Kiedy dowiedziałam się, że takich osób jest 27 tysięcy w samej Polsce, to mnie poraziło...

Niedawno w Olsztynie powstał ośrodek dla osób dorosłych, w którym próbuje się wybudzać chorych ze śpiączki.

- I w tym ośrodku mamy nadzieję znaleźć miejsce dla naszego Jaśka - mówi pani Teresa. - Po to, żeby przeprowadzić szerszą diagnostykę i dzięki niej zakwalifikować go do ewentualnego wszczepienia stymulatora w rdzeń kręgowy. To może spowodować większe pobudzenie tkanek mózgowych i daje nadzieję na wybudzenie.

Koszt takiego stymulatora to ok. 75 tysięcy złotych.

Janek jest codziennie rehabilitowany. Rehabilitacja, sprzęty medyczne, środki medyczne to duży wydatek dla rodziny.

- W ubiegłym roku kupiliśmy tzw. cyberoko, dzięki któremu można się z nim trochę porozumieć. Chory może oczami odpowiedzieć na pytania. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zadaliśmy mu pytanie o samopoczucie. Pokazał nam odpowiedź „ Jestem wściekły”. Wielokrotnie już pokazywał nam ten napis...

- Kiedyś zapytałem kolegów, którzy przyszli do Janka z wizytą czy ta sytuacja z Jaśkiem coś w ich życiu zmieniła? - opowiada ojciec Janka. - „O tak, panie Antoni, zmieniła”- powiedzieli. No to chwała Panu. Już nie jest zmarnowane cierpienie - odpowiedziałem.

Izabela Ossowska

Ryszard Kapuściński uważał, że być reporterem to przede wszystkim szanować drugiego człowieka, cenić prywatność, osobowość oraz wartości, które on wyznaje. Życie oraz owoce jego pracy zależą przecież od tego, co usłyszy, od tego, co inni dla niego zrobią. Takimi m.in. wartościami staram się kierować na co dzień również ja. W zawodzie jestem od 10 lat. Moimi zawodowymi "konikami" są: służba zdrowia, edukacja, tematy społeczne oraz wszystko, co związane jest z publikowaniem treści online.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.