Beata Modzelewska

Od marynarki wojennej do blachodachówki. Jak powstał Kurp Dach

Od marynarki wojennej do blachodachówki. Jak powstał Kurp Dach
Beata Modzelewska

Przez dwa lata służył w marynarce wojennej i zamierzał z wojskiem związać życie. Zrezygnował jednak. Wrócił do Ostrołęki, szukając innego pomysłu na siebie. Przez rok pracował w Urzędzie Gminy w Czerwinie, a potem, przez 14 lat (do 2002 roku) był strażakiem zawodowym. W wolnym czasie parał się zaś budowlanką i wykończeniówką. W końcu zajął się… produkcją blachodachówki. Marek Załuska kieruje rozpoznawalną nie tylko w naszym regionie firmą Kurp Dach. W tym roku przypada jej 15-lecie.

- Nasze wyroby są na wszystkich kontynentach - mówi z dumą Marek Załuska.

To nie są czcze przechwałki. Czy wiedzą państwo, że Kurp Dach produkuje komponenty do mebli znanej na całym świecie firmy? Obiecaliśmy, że nie zdradzimy jej nazwy, ale wierzcie nam, to faktycznie potężny koncern.

- Ta współpraca zaczęła się 8 lat temu. To była dla nas nobilitacja, że oni chcieli z takim malutkim Kurp Dachem współpracować. A muszę przyznać, że mają bardzo rygorystyczne podejście do bezpieczeństwa produktu. Ja to poczytuję jako wielki sukces, że udało się wejść w kooperację z takim potentatem.

Tak było na początku...

Ale na co dzień z taśmy produkcyjnej Kurp Dachu zjeżdża produkt, który, zgodnie z nazwą firmy, trafia na dachy. Kurpiowskie, ale nie tylko. Jak to się zaczęło?

- Etat to zawsze było dla mnie za mało, chciałem jeszcze coś robić. Tak zainteresowałem się budowlanką, a potem produkcją blachodachówki - mówi Marek Załuska. - I tak się również złożyło, że miałem grupę znajomych, którzy myśleli podobnie jak ja, wśród nich Sławomir Wójcik, który bardzo mocno mnie dopingował w tym „dachowym” projekcie (właścicielami Kurp Dachu jest pięciu wspólników - przyp. red.). Spotkaliśmy się kiedyś z przedstawicielem, który handlował blachami szwedzkimi i wtedy narodził się pomysł, żeby ze Szwecji sprowadzać gotowe blachy i tutaj je dystrybuować. Ale po co tak chcecie robić, skoro możecie postawić maszynę i sami możecie produkować - podrzucił nam wtedy ów przedstawiciel handlowy. Był rok 2001, inni już w Polsce to robili. Zaciekawiło nas to, a przedstawiciel wskazał nam nawet adres, pod którym można było zobaczyć taką maszynę do produkcji blachodachówki. I pojechaliśmy. To było 2 stycznia, pamiętam doskonale, bo po sylwestrze jechaliśmy - paskudną drogą, aż pod Szczecin. Pojechaliśmy, zobaczyliśmy, uznaliśmy, że to nie jest mocno skomplikowane i… zaczęliśmy szukać placu.

Znaleźli odpowiedni, właśnie w Kurpiach Dworskich w gm. Troszyn. Choć wtedy przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy.

- To był plac pogeesowski, chaszcze tu były tylko i jeden budynek, który nie do końca spełniał nasze oczekiwania - wspomina Marek Załuska.

Ale na początek wystarczyło.

- Zamówiliśmy jedną maszynę. Pracowałem ja, mój ojciec, jeden kierowca, kolega, który pisał faktury i pracował na produkcji oraz stróż. Czyli zaczynaliśmy w pięciu - wspomina Marek Załuska.

Nie tylko produkt standardowy

Dzisiaj w Krup Dachu pracuje 25 osób. Maszyn jest ponad 25, a produktów… cała paleta. Trzy rodzaje blachodachówki, cztery rodzaje trapezów, rąbek dachowy, płyta warstwowa itp. - wszystko, czego potrzeba na dach.

- Współczesne maszyny nie wymagają wielu obsługujących. Gdybyśmy wykonywali standardowe produkty, to i 25 osób byłoby za dużo. Ale my robimy również dużo produktów niestandardowych. Podejmujemy wyzwania, które inne firmy omijają - zaznacza Marek Załuska.

Robią np. panele stalowe/aluminiowe na ściany dla dużej, zagranicznej sieci supermarketów, wykonują sztachety metalowe, lekkie konstrukcje halowe, przystanki autobusowe...

- Stale szukamy nowych projektów. Takie są czasy, że nie można poprzestać na jednym asortymencie. Konkurencja też nie śpi. My nie boimy się uczciwej konkurencji. Niestety coraz więcej jest nieuczciwej. Żeby gwarantować odpowiednią jakość produkcji, zamawiamy blachy o ściśle określonych parametrach. Tymczasem jeżeli ktoś zamówi zamiast 275 gramów ocynku (który chroni blachę przed korozją - red.) 100 - wiadomo, że mniej zapłaci i blachodachówka będzie tańsza. Jeśli ktoś zamówi cieńszą blachę, też ma oszczędności. I w tym tkwi problem: nieuczciwa konkurencja robi czarny PR całej branży blaszanych pokryć dachowych. Bo jeżeli klient kupi taką „oszczędną” blachę i ona zacznie za chwile korodować, to straci zaufanie do produktu, bo będzie niezadowolony.

Marek Załuska zaleca wszystkim, którzy planują wymianę pokrycia dachu na blachodachówkę, aby….

- Sprawdzali oznaczenia blachy i żądali atestów. Trzeba postawić warunek: Ja u pana kupię dach, ale proszę mi pokazać atest, proszę mi pokazać krążek blachy, z którego pan to zrobi. Każda blacha, która powstaje w hucie, ma swój numer - zaznacza. - To jest taka metryka blachy. My tego bardzo pilnujemy.

O czym jeszcze warto pamiętać, kupując blachodachówkę?

- Żeby była z jednego krążka. Bo wtedy mamy pewność, że dach będzie się starzał jednolicie - podpowiada fachowiec. - W innym przypadku z czasem dach może się zrobić „łaciaty” - przestrzega. - Żadna huta nie gwarantuje takiego samego lakierowania dziś i za kilka dni, a nawet na innej zmianie tego samego dnia.

W pierwszych dwóch latach działalności Kurp Dach dostarczał swoje produkty przede wszystkim do składów budowlanych, od 2004 roku postawił na klienta indywidualnego.

- Skróciliśmy ten łańcuch handlowy i pozostawiliśmy wyłącznie uczciwych pośredników. To oznacza dla nas większą pracę. Kiedyś było tak, że większość dachów sprzedawała się u nas w biurze, dzisiaj - na podwórku u klienta. Bo klient sobie życzy pomiar i wycenę. I albo kupi blachodachówkę albo nie. Tak to jest, my się temu poddajemy i nawet nam to odpowiada. A chyba nie jest to zły sposób, skoro inni zaczęli nas naśladować - mówi prezes firmy, który też jeździ do klienta na pomiary, bo podkreśla, że lubi swoją pracę.

Blachodachówkę produkowaną w Kurpiach Dworskich widać na dachach wielu domów w promieniu 120 km. Dalej już znacznie rzadziej. Ma to związek przede wszystkim z kosztami transportu.

Rocznie w Kurp Dachu produkowane jest około miliona metrów kwadratowych pokryć dachowych. A plany?

- Wdrażanie nowych produktów - z przekonaniem mówi Marek Załuska. - Może za parę lat ogniwa fotowoltaiczne, które dziś są mocowane na dachach w panelach, będą sprzedawane razem z blachodachówką? To jest pieśń przyszłości, ale… Zobaczymy, w jakim to pójdzie kierunku. Bo co tu jeszcze w dachach można wymyślić? Inny rodzaj blachodachówki? Pewnie też w przyszłym roku jeszcze maszynę postawimy, bo ludzie mają różne gusta.

Marek Załuska zaznacza, że dla rozwoju tego biznesu - i nie tylko tego oczywiście - ma znaczenie specyfika naszego regionu.

- Żyjemy w regionie rolniczym. Lwia część mieszkańców wsi zajmuje się produkcją mleka. Od ceny mleka zależy kondycja wielu przedsiębiorstw, które pracują na rzecz rolnictwa. A ok. 60 proc. moich klientów to rolnicy. Jeżeli cena mleka jest wyższa, to i nam się lepiej wiedzie, i wielu innym firmom. My to od razu widzimy: cena mleka w górę i rolnicy więcej inwestują.

Przerobić eternit na cement

Kurp Dach przywozi blachodachówkę a zabiera eternit (jeśli jest taka potrzeba, a wciąż jeszcze w naszym regionie sporo domów jest pokrytych płytami cementowo-azbestowymi - red.).

- Tu trzeba przede wszystkim pochwalić samorząd województwa mazowieckiego, który od kilku lat daje pieniądze na utylizację eternitu. My, jako Kurp Dach, mieliśmy pomysł na jego przetworzenie. W 2015 roku aplikowaliśmy z projektem przerobu eternitu na cement - naprawdę da się to przerobić! Chcieliśmy to zrobić w ramach badań laboratoryjnych, nie przemysłowych, bo bez sensu byłoby lokowanie tu fabryki przerabiającej eternit. Takie zakłady powinny powstać przy składowiskach, które są przecież w Polsce. Nasz wniosek, złożony do Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, uzyskał jednak zbyt mało punktów i nie będzie - póki co - realizowany.

Ten projekt powstał we współpracy Kurp Dachu z Instytutem Ceramiki i Materiałów Budowlanych w Gliwicach.

- Pracownicy instytutu sprawdzili, że z eternitu da się zrobić cement dobrej jakości. Znaleźliśmy też alternatywne źródło energii do takiej fabryki. Paliwem byłyby trudno zbywalne odpady. Bo żeby przerobić eternit, trzeba go poddać bardzo wysokiej temperaturze. Azbest na świecie był, jest i będzie. Eternit to jest 80 proc. matrycy cementowo-piaskowej i 15 proc. azbestu plus dodatki. Szkodliwy jest tylko w postaci „igiełkowej”. Cóż, nie było klimatu, żeby nasz pomysł wdrażać, więc świata nie będziemy na siłę zmieniać. Naszym celem było wyprodukowane niewielkiej ilości cementu. Odpowiednie instytucje miały zbadać eternit pod względem oddziaływania na zdrowie człowieka i gdybyśmy już mieli ekspertyzy, to zbyt na eternit jest niesamowity. A dziś to się wszystko marnuje, teraz się go po prostu zakopuje w ziemi. No, ale nikt się tym niestety nie interesuje.

W tak dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości 15 lat w biznesie to szmat czasu.

- Jak patrzę na to co jest i na to co było, to czasami mam poczucie, że zostawiłem jakiś ślad po sobie. Ale najważniejsze, bym pozostawił dobre zdanie o firmie wśród klientów. Największym powodem do zadowolenia jest, gdy klient kupi dach i po latach do mnie wraca. To jest dla mnie miara sukcesu. Bo oszukać klienta można tylko raz. Lubię to co robię - podkreśla z przekonaniem. - Zresztą zawsze, jak coś robię, to robię to z sercem. Czasem nawet moja żona się zastanawia, czy ważniejsza jest dla mnie ona czy firma - śmieje się. - Wiadomo, że żona jest na pierwszym miejscu - rozwiewa wszelkie wątpliwości.

Ale przecież nie samą pracą człowiek żyje, nawet jeśli ją bardzo lubi. Wielką pasją Marka Załuski jest podróżowanie (i narciarstwo!) Potrafi tu połączyć przyjemne z pożytecznym. W niektóre podróże zabiera całkiem pokaźną ekipę złożoną z… najlepszych współpracowników. Byli już m.in. w Bośni i Hercegowinie (w tym roku), we Włoszech, w Niemczech, we Francji i Monako, także w Rumunii, Hiszpanii i Czechach.

- A zaczęliśmy w 2007 roku, wycieczką do Wilna - mówi Marek Załuska, a zdjęcia dokumentujące te wyprawy wiszą na klatce schodowej firmy w Kurpiach Dworskich. Na tych fotkach radośni ludzie. Niech równie radosną podróżą będą dla Kurp Dachu kolejne lata działalności. A my chętnie znów do nich zajrzymy za jakiś czas i napiszemy co słychać.

Beata Modzelewska

W zawodzie dziennikarza od ponad 25 lat: najpierw z radiowym mikrofonem, potem z telewizyjną kamerą, w ostatnich latach - "z piórem".


 


Moja przygoda z "Tygodnikiem Ostrołęckim" zaczęła się w 2004 roku.


 


Od lipca 2017 roku jestem redaktor naczelną "Tygodnika Ostrołęckiego" i www.to.com.pl.


Dziennikarstwo to nie tylko mój zawód - to moja wielka pasja.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.