Iza Ossowska

Ostrołęka. Zielonoświątkowcy, baptyści: nie jesteśmy sektą

Ostrołęka. Zielonoświątkowcy, baptyści: nie jesteśmy sektą
Iza Ossowska

Człowiek, który nie ma w sobie miłości Boga, nie doświadcza jej, nie wie, co to znaczy żyć. Jest jak ptak, który ma związane skrzydła - mówił 14 sierpnia na ostrołęckiej scenie przy Kupcu raper Mirosław Kolah Kulczyk. - Byłem kiedyś uzależniony od narkotyków. Miłość Boga pozwoliła mi się z tego nałogu uwolnić. Dziś jestem Mu wdzięczny za wszystko: za to, że zjadłem dziś obiad, że wziąłem prysznic u moich przyjaciół i że mogę w ogóle żyć.

Od 14 do 19 sierpnia mogliśmy wysłuchać w Ostrołęce historii ludzi, których życie zmieniła wiara w Boga. Ich opowieści poprzedzały zróżnicowane koncerty. Wydarzenie pod nazwą „Ostrołęka pełna Boga” zorganizowali młodzi ludzie z Kościoła Zielonoświątkowego - grupa wolontariuszy Generacji Plus.

Kościół Zielonoświątkowy to kościół protestancki. W Ostrołęce stanowi jedną z mniejszości wyznaniowych. Zrzesza 30 dorosłych oraz około 20 dzieci i młodzieży.

- To kolejna taka nasza akcja - mówi Jerzy Ogonowski, pastor Kościoła Zielonoświątkowego w Ostrołęce. - Cieszymy się, że można było ją zorganizować na scenie przy Kupcu za uprzejmą zgodą dyrektora Ostrołęckiego Centrum Kultury. Organizacja przedsięwzięcia jest zasługą przede wszystkim naszej młodzieży, która jest niezwykle twórcza. Ich zapał to coś pięknego - podziwia pastor.

Kiedyś była niechęć

Jerzy Ogonowski przeprowadził się z żoną do Ostrołęki z Warszawy ponad 20 lat temu. Zbór Zielonoświątkowców w naszym mieście zarejestrowali w 1998 roku. To był pierwszy kościół ewangeliczny na tych terenach.

- Nie przyjechaliśmy tu po, by prowadzić Kościół. Był tu wtedy człowiek, który skończył seminarium teologiczne. Miał powołanie, by zostać pastorem. Ze względów osobistych pastorem jednak nie został - opowiada nasz rozmówca, który - jak się okazało - sam po pewnym czasie został pastorem zboru zielonoświątkowców w Ostrołęce.

- Mieliśmy takie przekonanie, by wyprowadzić się z Warszawy i tu przyjechać. Po latach doceniamy to bardzo - mówi pastor Ogonowski. - Chodzi o doświadczenie Bożego działania i Bożej obecności. Byliśmy małą grupą, nie mieliśmy żadnego wsparcia. Trzeba było się utrzymać. Czasem mylono nas ze świadkami Jehowy. Pojawiały się brzydkie rysunki na naszych drzwiach, czy pod balkonem. Lata całe trwało zanim ludzie nas poznali. Zobaczyli, że nie reprezentujemy Kościoła Katolickiego, ale nie jesteśmy też destrukcyjną sektą. Ludzie nabyli wiedzę. Minęło dwadzieścia kilka lat i możemy otwarcie rozmawiać. Ludzie zadają pytania bez agresji, bez napastliwości.

W Ostrołęce nie było to od początku takie oczywiste.

- Inaczej zachowują się ludzie w miastach wielokulturowych, np. w Szczytnie, gdzie zawsze istniały kościoły protestanckie, gdzie do dziś jest kościół luterański, gdzie są baptyści, bo zawsze tam byli - zauważa Jerzy Ogonowski. - Tam te grupy wyznaniowe są zupełnie inaczej traktowane. Jest większa tolerancja i otwartość. Pastorzy są zapraszani przez burmistrza na spotkania. Biorą udział w życiu miasta.

Nazwa Kościół Zielonoświątkowy pochodzi od Dnia Zielonych Świąt, podczas którego nastąpiło obiecane przez Jezusa zesłanie Ducha Świętego. Zielonoświątkowcy dużą wagę przywiązują do przeżywania pełni Ducha Świętego. Znakiem charakterystycznym jest dar modlitwy innymi językami, który zazwyczaj towarzyszy przeżyciu napełnienia Duchem Świętym.

Jakie są różnice i podobieństwa między katolikami i zielonoświątkowcami?

- Mamy wspólne wyznanie wiary: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego”. Absolutny fundament, credo, jest więc takie samo - mówi pastor Ogonowski. - Wierzymy, że jedynym wiarygodnym autorytetem w sprawie wiary jest Biblia. Podobnie jak inne kościoły chrześcijańskie, wierzymy w Synostwo Boże Jezusa Chrystusa i Jego narodzenie z Marii, w śmierć Jezusa na krzyżu za grzechy świata (to znaczy za grzechy każdego z nas osobiście), w Jego zmartwychwstanie i powtórne przyjście jako Pana. Wierzymy w chrzest Duchem Świętym, przeżywanie darów łaski, uzdrawianie przez wiarę w imieniu Jezusa, uwalnianie od nałogów. Najbardziej istotna dla nas jest osobista relacja z Bogiem.

Nabożeństwo w Kościele Zielonoświątkowym jest mniej rytuałem religijnym, a bardziej osobistym spotkaniem z Bogiem.

- Nabożeństwo zaczyna się od uwielbienia Boga, czyli dziękowania Bogu za Jego łaskę i działanie w naszym życiu. Dzielimy się Słowem Bożym. Modlimy się i śpiewamy, także zupełnie spontanicznie - wyjaśnia Jerzy Ogonowski.

Mężczyzna ma rodzinę i dzieci. Jak godzi obowiązki głowy rodziny z obowiązkami pastora?

- Czasami zazdroszczę księżom, że mają więcej czasu - przyznaje ze śmiechem. - Ja mam czwórkę dzieci. To jest młodzież. Mam świadomość, że powinienem im poświęcić więcej czasu. Ale bywa, że trudno znaleźć czas na wszystko. Na co dzień również pracuję. Prowadzę biuro rachunkowe.

Cechą charakterystyczną Kościoła Zielonoświątkowego na całym świecie jest zaangażowanie w pracę wśród więźniów i osób uzależnionych od narkotyków czy alkoholu. Zbór w Ostrołęce również udziela się społecznie.

- Kościół Zielonoświątkowy najlepiej rozwija się tam, gdzie się styka ze sprawami trudnymi - mówi Jerzy Ogonowski. - Jeździmy do zakładów karnych doPrzytuł, do Czerwonego Boru pod Łomżą. Mamy tam punkty dla osób potrzebujących pomocy. Pomagamy także uzależnionym, bezdomnym. Znamy chyba wszystkich alkoholików w tym mieście. To zazwyczaj bardzo sympatyczni, inteligentni ludzie, którzy po prostu wpadli w nałóg i życiowe kłopoty.

Przy ulicy Kilińskiego zielonoświątkowcy prowadzą punkt dla potrzebujących. Można tam przynieść ubrania, które mogą sobie wziąć ludzie będący w potrzebie.

Zbór zielonoświątkowców stanowi mniejszość w Ostrołęce. Jak im się żyje?

- Nie odczuwamy niechęci. Nie ma przytyków - mówi pastor Ogonowski. - Na początku, owszem, była nieufność. Teraz bardziej ludzie się obawiają, co inni by o nich powiedzieli gdyby się pojawili na naszym nabożeństwie. Ale widzę, że są coraz bardziej otwarci. Podróżują po świecie, żyją na emigracji. Zauważają inność i ją tolerują.

Jakie pastor ma plany na przyszłość?

- Mniej pracować, mieć więcej czasu dla Boga i dla ludzi - mówi z uśmiechem.

Kościół Zielonoświątkowy był pierwszym zarejestrowanym, ale nie jedynym kościołem ewangelicznym w Ostrołęce. Istnieje również bliska im i zaprzyjaźniona grupa, związana z Kościołem Chrześcijan Baptystów.

Chrzest jak pogrzeb

- Staramy się tak żyć, aby ludzie sami pytali: dlaczego ty żyjesz inaczej? Możemy im wtedy odpowiedzieć: bo to wynika z mojej wiary - mówi Krzysztof Perłakowski, misjonarz, pełniący obowiązki pastora Kościoła Chrześcijan Baptystów w Ostrołęce. To bardzo niszowy kościół, jak większość mniejszości wyznaniowych w Polsce. W całym kraju szacuje się baptystów na około pięć tysięcy dorosłych wyznawców, ostrołęcka grupa to niespełna dwadzieścia osób, nie licząc dzieci - trzy małżeństwa i kilkunastu samotnych wiernych.

„Początki baptyzmu w Ostrołęckiem wiążą się z zorganizowaną w sierpniu 1989 roku przez Kościół Zborów Chrystusowych akcją Biblia pod namiotem” - informuje w książce „Mniejszości wyznaniowe chrześcijańskie w Ostrołęce i powiecie ostrołęckim” dr Jan Mironczuk, historyk, nauczyciel w II LO w Ostrołęce, a także wykładowca w Wyższej Szkole Teologiczno-Społecznej w Warszawie oraz członek Rady Naukowej Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie. Rozdział o baptystach autor opiera o wspomnienia pierwszych zwolenników tego kościoła, którzy „złapali” jego ducha pod tym namiotem, m.in. Mai Żyłki (z d. Jaworskiej), która do dziś jest z ostrołęckim KChB związana, czy Wiesława Czupryńskiego z Łomży, któremu wizyta w „nawiedzonym” przez baptystów namiocie odmieniła życie. Z publikacji dr. Mironczuka (również członka baptystycznego kościoła) możemy się także dowiedzieć, że pierwsi w Polsce baptyści zostali ochrzczeni w Narwi: „28 listopada 1858 roku we wsi Adamowo nad Narwią, gm. Przetycz zaproszony z Prus Kaznodzieja baptystyczny Wilhelm Weist ochrzcił 9 osób poprzez zanurzenie. Następnego dnia zostało ochrzczonych jeszcze 17 osób”. Z parafii pułtuskiej i przasnyskiej.

W późnych latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia w Ostrołęce zaczęły się zalęgać grupy „nawróconych” baptystów i zielonoświatkowców. Nieliczne i pozostające pod patronatem zborów z innych miast - Białegostoku, Ostródy, Ełku.

Z Ełku właśnie, wraz z żoną Jolantą przybył w 1994 roku Krzysztof Perłakowski, absolwent Biblijnego Seminarium Teologicznego we Wrocławiu, skierowany przez Radę Kościoła Baptystów do pracy misyjnej na tym terenie, do dziś pełniący obowiązki pastora.

Krzysztof Perłakowski jest baptystą już w trzecim pokoleniu, co jest w Polsce rzadkością. Pochodzi z bieszczadzkich Ustrzyk Dolnych.

-Tam, przed drugą wojną, nie wiadomo skąd nastało „przebudzenie religijne”, przybyli jacyś ludzie z bibliami, których zwano „czarnoksiężnikami” bo chodzili po domach z czarnymi książkami. Wiem to z opowieści babci - mówi pastor Perłakowski. - W tamtych czasach, jak opowiadała babcia, nie tak łatwo było się oderwać od Kościoła Katolickiego. Czytających po domach biblię sąsiedzi traktowali nieraz sztachetami. Niemniej części mieszkańców udało się odejść do zboru baptystycznego. Dziadkom także. Jednym i drugim, ze strony mamy i ojca, choć ojciec pochodził z nieodległego Przemyśla. Oboje mieli zresztą takie same nazwiska: Perłakowscy. Obaj dziadkowie byli Polakami, jedna babcia była Rosjanką, druga Ukrainką. I wszyscy zostali baptystami, tworząc polsko-rosyjsko-ukraińską rodzinę. Dzisiaj cała rodzina, rodzice, rodzeństwo - czterech braci i dwie siostry, mieszkają w Przemyślu. Wszyscy związani z Kościołem Baptystów. Ja z religią bliżej zetknąłem się jako dziesięcioletni chłopak, w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Przyjechał wówczas do Przemyśla młody pastor z Warszawy. Organizował lekcje biblijne. I to było pierwsze dotknięcie Boga. Po jego wyjeździe, gdzieś po roku, został nam, mnie i starszemu bratu, głód czytania Pisma Świętego - które jest podstawą naszego wyznania, naszego myślenia, naszego życia. Mama w nas to podsycała. Ojciec, choć też wychował się w tym kościele, potem pobłądził, odszedł od Boga, wrócił dopiero po latach, kiedy ja byłem już dorosły - wspomina pastor. - Ja zresztą, jako młody chłopak, też nie mogłem odnaleźć celu w życiu. Miotałem się w szkole, dużo wagarowałem, choć wagary spędzałem przeważnie w bibliotece. Dopiero kolejny pastor, Wacław Koziej, który do dzisiaj jest pastorem w Kielcach, uświadomił mi, kim jest dla nas Jezus. Dlaczego umarł na krzyżu. I że dla niego mam godnie żyć, bo on umarł, żeby odkupić moje grzechy. Wtedy zobaczyłem cel. Mam żyć dla Boga, który mnie kocha, a ja muszę żyć tak, jak nauczał Chrystus.

Z kolei Jolanta, żona pastora, która pochodzi z Ełku, wychowała się w rodzinie katolickiej.

- Ale miała koleżankę, która wyszła za baptystycznego pastora, Marka Głodka, obecnie warszawskiego misjonarza, znanego z niekonwencjonalnych zachowań i metod edukacyjnych. Czasem zapraszała żonę do nich do domu, czasem na ich kościelne uroczystości. Żona w pewnym momencie zorientowała się, że oni mają coś w sobie, czego jej brakuje. Modlą się, jakby blisko znali Boga, własnymi słowami, szczerze. Starają się wprowadzać słowa w czyn, zgodnie z wzorami boskimi. A to owocuje pomyślnością, spokojem wewnętrznym - opowiada Krzysztof Perłakowski. - Żona wówczas słuchała muzyki metalowej, hardrockowej, jak to nastolatka. Którejś nocy, może pod wpływem tej muzyki, tych tekstów, miała koszmarny sen - że znalazła się w piekle. Obudziła się przerażona, z myślą, co ma zrobić, żeby się tam nie znaleźć. Nie była złą dziewczyną, ale mimo to bała się i nikt nie potrafił pomóc jej pozbyć się tego lęku. Pomogli dopiero baptyści. Za ich sprawą zrozumiała, że musi zostawić wszystko za sobą, na nowo się narodzić. Przeżyć nawrócenie. Wyznać swoje grzechy, zrozumieć, że Jezus umarł na krzyżu za te grzechy. Starać się, by ta śmierć nie poszła na marne, czyli więcej nie grzeszyć, ufając Jezusowi. To było mojej żony przebudzenie. Gdy żona przeszła do kościoła baptystów, jej matka płakała. Ale potem sama przystąpiła do baptystów, choć bardzo była zaangażowana w katolickie praktyki - opowiada pastor drogi do Boga swoich bliskich.

- Dla nas Bóg jest kimś realnym na co dzień, z kim bezpośrednio obcujemy od rana do wieczora - dodaje. - Dzielimy się z nim swoimi zmartwieniami, ufając, że nam pomoże. I radościami, wiedząc, że się z nami cieszy. Razem przechodzimy przez życie, my spokojniejsi i szczęśliwsi - wykłada podstawy swej wiary. - A jeżeli się nie powodzi w życiu? To też dla naszego dobra. Bo wszystko, co Bóg nam oferuje ma swój cel. We wszystkim trzeba dostrzegać iskierkę optymizmu i nadziei. O tym rozmawiamy na coniedzielnych spotkaniach.

Gdy pastor Perłakowski przybył do Ostrołęki ponad 20 lat temu, odwiedził ponad dwa tysiące mieszkań z kasetami filmu „Jezus” (wg Ewangelii Łukasza), z ulotkami, książkami. Zdobywał sympatyków, jednakże grupa baptystyczna specjalnie się nie rozrosła, zwłaszcza że część członków, głównie młodych, opuściła Ostrołękę.

Wierni KChB spotykają się w różnych miejscach, wynajmowanych salach, bądź prywatnych mieszkaniach, niegdyś Szymańskich, potem Perłakowskich, teraz Szczepkowskich przy ul. Tatarakowej.

- Nam nie potrzeba szczególnego wystroju. Potrzebujemy spokojnego miejsca do modlitwy, kontemplacji, rozmowy o Bogu i życiu - mówi pastor.

Modlą się własnymi, z duszy płynącymi słowami, nieograniczonymi jakąkolwiek formułą. Spowiadają się bezpośrednio Bogu. Chrzest - przez zanurzenie - przyjmują dopiero w pełni przekonani o własnym nawróceniu.

- W kościele Katolickim najpierw jest chrzest, potem droga do Boga. U nas inaczej: najpierw musimy utwierdzić się w przekonaniu, że Chrystus jest dla nas najważniejszy, że chcemy podążać jego drogą. Dopiero wtedy przyjmujemy chrzest. Chrzest jest dla nas jak pogrzeb, bo wraz z chrztem grzebiemy swoje stare życie, utożsamiając się bez reszty na dalszą drogę z Chrystusem - wyjaśnia pastor.

Chrzest jest głównym ustanowieniem (odpowiednik katolickiego sakramentu) dla baptystów. Drugim jest wieczerza pańska - czyli to, co katolicy nazywają komunią świętą - podczas której spożywa się chleb i wino. Ślub wygląda podobnie jak w katolickim kościele. Małżonkowie składają sobie przysięgę, może być ułożona wedle własnej inwencji i uczuć, w obecności pastora i rodziny. Jeżeli ktoś ma ślub katolicki, nie ma potrzeby powtarzania go w baptystycznym kościele. Chrzest natomiast jest konieczny jako dojrzałe wyznanie wiary.

Według pastora Perłakowskiego ta wiara zasadza się na prawdomówności, solidności, uczciwości, dzieleniu się z innymi.

- Oczywiście baptyści, jak wszyscy inni bywają słabi i ułomni moralnie. Mają upadki - przyznaje pastor. - Ale w naszym kościele jest większa dyscyplina. Jeżeli ktoś łamie zasady ewangieliczne, raz drugi, trzeci, to się go wyklucza ze społeczności wiernych, gdy nie przejawia chęci poprawy. Decydują o tym wszyscy członkowie zboru, w którym panuje znaczna demokracja.

Życiu baptystów przyświecają zasady: pracuj jak najwięcej, zarabiaj jak najwięcej, oszczędzaj jak najwięcej, rozdawaj innym jak najwięcej.

- Zarabiamy nie po to, by się wzbogacić, ale by się dzielić - zapewnia Krzysztof Perłakowski, z zawodu informatyk. - I zawsze rodzina jest nadrzędna wobec innych spraw tego świata - dodaje ojciec sześciu synów, w tym dwóch z rodziny zastępczej.

W Ostrołęce działa także Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Jest to kościół chrześcijański, wywodzi się z wyznań protestanckich. Dla adwentystów jedynym autorytetem w sprawach wiary jest Pismo Św., stąd też odrzucają oni teorię ewolucji. Chrzczą tylko osoby dorosłe. Wyznawcy świętują szabat, czyli sobotę, nie zaś niedzielę. Nie praktykują kultu świętych (nie uznają także kultu Matki Boskiej), obrazów i figur, raczej nie włączają się w obchodzenie świąt Bożego Narodzenia. Wierzą natomiast w wielki konflikt pomiędzy Jezusem Chrystusem a szatanem, w który włączona jest cała ludzkość. Adwentyści oczekują powrotu Jezusa. Ich pastorów nie obowiązuje celibat. Nie uznają zwierzchności papieża.

Iza Ossowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.