Ostrów Mazowiecka. Wyrzucił nas po prostu na ulicę

Czytaj dalej
Fot. Mieczysław Bubrzycki
Mieczysław Bubrzycki

Ostrów Mazowiecka. Wyrzucił nas po prostu na ulicę

Mieczysław Bubrzycki

Nowy właściciel domu postanowił szybko pozbyć się lokatorów. Mieszkająca tam od kilkunastu lat kobieta nie wytrzymała tego psychicznie.

Ta posesja należała kiedyś do Telekomunikacji Polskiej. 20-arowa działka oraz parterowy ponad 130-metrowy budynek.

Chodził, jak po swoim

- Mieszkaliśmy tam całą rodziną od siedemnastu lat, bo ojczym pracował kiedyś w Telekomunikacji - opowiada Karol Zacheja. - Była umowa ustna na użytkowanie tego budynku z posesją i przez kilkanaście lat tam mieszkaliśmy, choć bez zameldowania.

Kilka lat temu ojczym pana Karola wyjechał za pracą do Niemiec i już nie wrócił. Mama bardzo to przeżyła, wpadła w depresję, ale z dziećmi wciąż mieszkała w budynku przy Warszawskiej.

- W ostatnim czasie nie zawsze mieszkałem z matką - mówi Karol Zacheja. - Mam dziecko, ale stosunki z moją dziewczyną popsuły się i teraz mieszka osobno. Ja natomiast pracuję dorywczo. Wtedy, kiedy to się stało, pracowałem w Warszawie.

29 czerwca pan Karol odebrał telefon od mamy z informacją, że na posesję przy Warszawskiej weszli jacyś nieznani mężczyźni i chodzą, jak po swoim.

- Nie byłem w stanie natychmiast przyjechać, więc doszliśmy do wniosku, żeby wezwać policję - wspomina Karola Zacheja. - Policjanci przyjechali i dowiedzieli się, że jeden z tych mężczyzn jest nowym właścicielem posesji. I że daje mamie siedem dni czasu na wyprowadzenie się.

Za jakiś czas pan Karol próbował znów zatelefonować do mamy, ale nie odbierała. Zaczął więc telefonować po rodzinie. Po jakimś czasie od swojej siostry, która pracuje w Ostrołęce, dowiedział się, że mama próbowała coś sobie zrobić łykając dużą ilość tabletek. Trafiła na oddział psychiatryczny szpitala w Ostrołęce.

- Po kilkunastu dniach jest w lepszym stanie, ale wciąż nie wie, co działo się dalej - mówi Karol Zacheja. - I lekarze zabronili, żeby jej o tym mówić.

Nie ma nakazu eksmisji

Następnego dnia, czyli 30 czerwca, pan Karol nie pojechał do pracy, tylko wraz z siostrą udali się do prawnika, który zapytał, czy toczyło się postępowanie w sprawie eksmisji.

- Nic takiego nie miało miejsca, więc usłyszeliśmy, że nikt bez nakazu eksmisji nie może nas stamtąd wyrzucić - wspomina Karol Zacheja. - Pani prawnik poradziła, aby nie wyprowadzać się, a w razie, gdyby ktoś ich nachodził, od razu telefonować na policję.

Przez pierwszy lipcowy weekend pan Karol siedział w domu, aby pilnować tego, co w nim jest. W poniedziałek 3 lipca zjawił się mężczyzna, który stwierdził, że jest nowym właścicielem i kazał się wynosić z budynku i z posesji.

- W domu był wtedy mój brat - mówi Karol Zacheja. - Gdy dotarłem na Warszawską, stwierdziłem, że drzwi do garażu są otwarte. Wezwałem policję, ale stwierdzili, że nie znają się na prawie cywilnym. Sugerowali, żeby się dogadać z nowym właścicielem.

We wtorek 4 lipca Karol Zacheja poszedł do starostwa, bo dowiedział się, że nieruchomość przy Warszawskiej należała do skarbu państwa i to starostwo ją sprzedało. Starosta był zajęty. W wydziale geodezji, gdzie go skierowali, dowiedział się, że sprzedaż została sfinalizowana 27 czerwca.

- Powiedziałem, że starostwo sprzedało nieruchomość razem z ludźmi - mówi Karol Zacheja. - Pani z geodezji powiedziała, że nowy właściciel nie może nas stamtąd wyrzucić.

Któregoś dnia na drzwiach domu znaleźli naklejoną kartkę, z której wynikało, że do 5 lipca muszą się stamtąd wynosić. W podpisie było słowo „właściciel”.

5 lipca Karol Zacheja był w domu przy Warszawskiej razem z bratem.

- O godzinie dziesiątej wkroczyli jak buldożery z ekipą, około dziesięciu chłopów - wspomina. - Doszło do nieprzyjemnych historii. Mężczyzna, który podawał się za właściciela, wyrwał mi klucz z ręki i krzyczał na mnie: „Ty smoluchu jeb…, wypier….aj”. Ta ekipa zaczęła wynosić wszystko z domu. Nie zdążyłem nawet zabrać wszystkich swoich dokumentów. Część rzeczy wystawili na pobocze ulicy, a resztę chyba do samochodu dostawczego, który podjechał. Kazali też zabrać nasze trzy psy z podwórka, suczkę udało się potem dać rodzinie, ale ten największy gdzieś zniknął. Samochód mamy wypchnęli z garażu na ulicę, zdjęli ze ściany antenę satelitarną, a drzwi i okna pozabijali płytami.

Zawiadomili prokuraturę

Następnego dnia Karol Zacheja z rodzeństwem zawiadomili prokuraturę. Napisali też kilka pism, między innymi do starosty i burmistrza. Liczą na to, że ktoś zareaguje na bezprawne - ich zdaniem - działanie nowego właściciela posesji.

W piśmie do starosty ostrowskiego zwracają się o niewyra-żenie zgody na rozbiórkę budynku mieszkalnego i garażu, ale twierdzą też, że pośpiech przy potajemnej sprzedaży nieruchomości bez powiadomienia nas, mających prawo pierwokupu, bez zabezpieczenia nam mieszkania są bardzo podejrzane i mające przesłanki dokonania przestępstwa, a na pewno są niezgodne z przepisami prawa.

Burmistrza proszą natomiast o natychmiastowe przydzielenie nam lokalu mieszkalnego wraz z pomocą przy przetransportowaniu naszych rzeczy do tego mieszkania.

- Wysłaliśmy maila do Rzecznika Praw Obywatelskich i mamy odpowiedź, że bez nakazu eksmisji nie mogą nas wyrzucić, a jeśli to zrobili, to jest to przestępstwo - mówi Karol Zacheja. - Wierzymy w sprawiedliwość i mamy nadzieję, że ktoś nam pomoże.

Kiedy 11 lipca rozmawialiśmy z Karolem Zacheją, nie miał gdzie mieszkać. Sypia u rodziny i kolegów, ale jak długo może to potrwać?

- Najgorsza sytuacja będzie z mamą, która wciąż o tym nic nie wie - mówi.

Żadnej przemocy nie było

Gdy rozmawialiśmy z Karolem Zacheją 25 lipca jego mama wróciła już ze szpitala, mieszka kątem u siostry.

- Bardzo to przeżywa i wybiera się do Warszawy, żeby tam szukać pomocy - powiedział nam 25 lipca Karol Zacheja. - Stąd żadnej pomocy na razie nie mamy.

Jak się dowiedzieliśmy, nowy właściciel przekazał wyrzuconym z domu ludziom wartościowe rzeczy, co odbyło się w obecności policji.

- Wpłynęło do nas zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i sprawą zajmuje się policja - powiedział nam Andrzej Krystosiak, prokurator rejonowy. - Policjanci byli na miejscu i przesłuchali też kilka osób. My zajmujemy się karnym aspektem tej sprawy, prawo określa to jako przemoc mieszkaniową. Jest tu jednak także inny problem, chyba znacznie poważniejszy. Ci ludzie nie mieli tytułu prawnego do tej nieruchomości, ale mimo wszystko są chronieni przed bezprawnymi działaniami nowego właściciela.

- Ta posesja należy do mnie, a oni wyszli dobrowolnie z posesji i żadnej przemocy nie było - twierdzi Jan T., nowy właściciel nieruchomości przy Warszawskiej. - Poprzedni właściciel, czyli Orange Polska, wystawił tę nieruchomość na sprzedaż, która odbyła się w sposób transparentny. Do aukcji przystąpiło kilka osób, ja ją wygrałem, mam konkretne plany co do tej posesji i chcę je zrealizować. Ci ludzie też mogli przystąpić do aukcji, ale nie zrobili tego. Ja mam teraz poważny problem, bo na posesji jest ogromny bałagan i ja to muszę posprzątać. Ci ludzie przez dłuższy czas korzystali z tej posesji nie ponosząc żadnych kosztów. To nie mogło przecież trwać wiecznie.

Kto im teraz pomoże?

Z pytaniami dotyczącymi tej sprawcy zwróciliśmy się do Starostwa Powiatowego i Urzędu Miasta.

Jak wynika z odpowiedzi starostwa nieruchomość przy Warszawskiej jest własnością skarbu państwa, który jest reprezentowany przez starostę. Grunty te z mocy prawa od grudnia 1990 roku stały się przedmiotem użytkowania wieczystego. Ówczesny użytkownik wieczysty stał się również z mocy prawa właścicielem budynków i budowli znajdujących się na tej nieruchomości.

Użytkowanie wieczyste można zbyć i tak właśnie zrobił ówczesny użytkownik (czyli Orange Polska) w czerwcu tego roku. Przepisy są tak skonstruowane, że przedstawiciel skarbu państwa nie musi być o tym informowany. I tak było, starosta dowiedział się o tym dopiero 6 lipca z pisma, które Karol Zacheja wysłał do starostwa.

Starosta nie tylko nie wiedział o sprzedaży przy Warszawskiej, ale też - jak wynika z odpowiedzi - nie ma żadnych możliwości faktycznych, jak również prawnych, zapewnienia lokalu mieszkalnego dla osób zamieszkałych w tym budynku. Natomiast ustawa o samorządzie gminnym na gminę nakłada obowiązek zaspokajania (…) potrzeb mieszkaniowych.

Z kolei z odpowiedzi nadesłanej nam z Urzędu Miasta wynika, że: miasto nie jest i nigdy nie było stroną w opisanej sprawie. (… ) Z aktu notarialnego sprzedaży nieruchomości wynika, że strona kupująca znała stan prawny i faktyczny (…), w szczególności fakt, iż w budynku mieszkalnym bez tytułu prawnego zamieszkuje jedna osoba.

Pozostaje już tylko droga sądowa

Miasto zaproponowało lokatorce i jej synowi umieszczenie ich w noclegowni w Ostrołęce, ale Karol Zacheja odmówił. Karol Zacheja wystąpił też z wnioskiem o przydział mieszkania, ale miasto nie ma wolnych lokali mieszkalnych, a na liście zakwalifikowanych do przydziału jest obecnie 57 nazwisk. Zdaniem miasta, Karolowi Zachei i jego matce pozostaje już tylko droga sądowa dochodzenia swoich praw.

Mieczysław Bubrzycki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.