To wzorowe gospodarstwo. - Z rolnictwa można dobrze żyć

Czytaj dalej
Aldona Rusinek

To wzorowe gospodarstwo. - Z rolnictwa można dobrze żyć

Aldona Rusinek

Barbara i Andrzej Młynarczykowie z gminy Łyse zdobyli pierwsze miejsce w regionalnych eliminacjach XV edycji Ogólnopolskiego Konkursu „Bezpieczne gospodarstwo rolne” oraz czwarte miejsce w eliminacjach wojewódzkich.

„Gospodarstwo hodowlane. Barbara i Andrzej Młynarczykowie” - informuje wypalany w drewnie, duży witacz za ogrodzeniem posesji przy wjeździe do Złotej Góry. Tuż za witaczem pokaźna obora, a dalej dom z czerwonych bali. Śliczny, jak z bajki. Jak ze szwedzkiej bajki, bo przypomina czerwone, urocze wiejskie domki skandynawskie z białymi oknami.

- Właśnie go odmalowujemy szwedzką farbą - potwierdza skojarzenia gospodarz, Andrzej Młynarczyk. - Jest droższa, ale podobno dużo lepsza, robiona z naturalnych barwników. Dawniej dom był bardziej brunatny, z zielonymi okiennicami - pokazuje tył domu, jeszcze nie odświeżony, ale też ładny.

Dom jest stary. Zbudował go, tuż po drugiej wojnie światowej, Franciszek Młynarczyk, nieżyjący już dziadek Andrzeja. Na owe czasy był okazały. Obecni, młodzi gospodarze go zmodernizowali, wykorzystując poddasze i tworząc estetyczne, nowoczesne wnętrza. Dzielą dom z rodzicami Andrzeja. Dziś więc dom dziadka Franciszka zamieszkują trzy pokolenia Młynarczyków.

Obok domu niewielka, też drewniana i czerwona jednopokojowa chatka.

- Tata lubi sobie tutaj odpoczywać - zdradza Piotr, syn gospodarzy, inżynier zootechniki.

W chatce, nad kompletem wypoczynkowym, na ścianach wiszą dyplomy uznania dla gospodarzy z różnych konkursów, pamiątkowe zdjęcia z rolniczych imprez. Między innymi zdjęcie z byłym ministrem rolnictwa Markiem Sawickim i dyplom z konkursu na najpiękniejszą zagrodę rolniczą w gminie Łyse, w którym zdobyli jedną z trzech nagród kilka lat temu. Bo posesja Młynarczyków jest rzeczywiście pięknie zadbana, pełna krzewów i kwiatów, wymuskana przez gospodarzy. Za wypielęgnowanym, niewielkim ogródkiem wyłożone kostką siedlisko otaczają gospodarcze zabudowania: stodoła, wielki garaż z maszynami rolniczymi i mniejszy garaż samochodowy.

Wszędzie nieskazitelny ład i zachowane przepisy bezpieczeństwa.

- To przede wszystkim sprawdzają jurorzy konkursu na bezpieczne gospodarstwo, prowadzonego od lat przez KRUS - mówi Andrzej Młynarczyk, który sześć lat temu zajął pierwsze miejsce w regionie i drugie miejsce w wojewódzkim finale tego ogólnopolskiego konkursu.

- Przede wszystkim maszyny muszą być sprawne, osłony na wałkach w kosiarkach, beczkowozach i innych sprzętach. Stan techniczny maszyn też musi być bez zarzutu - Andrzej z synem Piotrem prezentują zaparkowane w garażu cztery ciągniki, wielki beczkowóz na gnojowicę, kosiarkę, rozsiewacz do nawozów, siewnik do kukurydzy, maszynę do zbierania trawy. - Wszystko to obsługujemy sami, tylko do zbioru kukurydzy wynajmujemy pomocników - mówi gospodarz.

Cały ten sprzęt był sprawdzony przez komisję, najpierw z powiatu, potem z województwa - gdy Młynarczykowie dostali się do mazowieckich eliminacji.

- Sprawdzali też stan instalacji elektrycznych, sprawność gaśnic przeciwpożarowych, nawet stan bezpieczeństwa drobnego sprzętu, na przykład - czy drabiny są przymocowane do ścian, czy grabie, widły i inne narzędzia, nawet pozornie niegroźne wiszą bezpiecznie na specjalnych wieszakach. Szamba mają być ogrodzone, przepompownie ścieków też właściwie zabezpieczone - wymienia konkursowe wymogi Piotr Młynarczyk.

Jurorzy oceniali zbiornik na ropę stojący pod stodołą, obudowany, należycie zabezpieczony, oznaczone na żółto - żeby się nie potknąć - progi, płytę na obornik, w garażu - wszystkie zabezpieczenia dla maszyn. Punktowane były także drzwi od góry zamykane, albo przesuwane, a nie jak wrota stodoły. A także wielkie szambo, o wysokości 3 metrów, do którego zimą pompuje się gnojówkę z obory (wiosną można ją wywozić na łąki). Zabezpieczone nad potężnym murem półtorametrowej wysokości siatką. Całe obejście zagospodarowane jest funkcjonalnie, ergonomicznie i bezpiecznie.

Andrzej i Barbara Młynarczykowie gospodarstwo prowadzą od 1994 roku. Zaczęli tuż po ślubie, przejmując dziesięć hektarów od rodziców Andrzeja, potem dokupili kolejne dwadzieścia hektarów, zastępując dawne strzechy nowoczesnymi zabudowaniami. Hodują 72 sztuki bydła - 42 krowy mleczne i 30 jałówek. To średniej wielkości gospodarstwo hodowlane, o wydajności mleka 8,5 tys. kilogramów, ale dobrze prosperujące, od początku przywiązane do stabilnej spółdzielni mleczarskiej w Piątnicy, która - jak mówią hodowcy - stawia wysokie wymagania, ale dba o spółdzielców.

- Dobrze, jeżeli ktoś docenia starania, pracę, zaangażowanie. To dodatkowa motywacja, niezależnie od tego, że my po prostu lubimy mieć wszystko dobrze zorganizowane. W domu i zagrodzie - mówi Barbara, mając na myśli nie tylko współpracę ze spółdzielnią, ale także promujące starania rolników konkursy, organizowane między innymi przez KRUS czy gminę.

Wydajność gospodarstwa rosła od lat, w miarę jego rozwoju i unowocześniania. Młynarczykowie od początku korzystali ze środków unijnych, najpierw „sapardowskich” w 2007 roku, teraz z PROW.

- Jedną trzecią sprzętu mamy dzięki pomocy unijnej, ale korzystaliśmy także z kredytów młodego rolnika, trochę sprzętu kupiliśmy z oszczędności i komercyjnych kredytów - mówi gospodarz.

- Jak w każdym zawodzie, w gospodarstwie ważne są możliwości na starcie. Ale jeżeli ktoś ma chęci, pracowity jest, potrafi elastycznie przystosowywać się do rynku, trzymać cały czas rękę na pulsie, od czasu do czasu rozsądnie ryzykować - to można sobie dobrze z rolnictwa żyć. Nie ma co narzekać- uważa Piotr, student Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie z tytułem inżyniera, w trakcie robienia dyplomu magisterskiego z zootechniki.

Bez przymusu wrócę do domu po zrobieniu magisterki, choć przez chwilę myślałem o pójściu do jakieś urzędniczej pracy, ale stwierdziłem, że nie mogę rodziców samych z tą hodowlą zostawić. Poza tym widzę we własnym gospodarstwie więcej szans niż na jakichkolwiek stanowiskach.

- Gospodarstwo produkcyjne na pewnym etapie jest mniej drogie niż na starcie, ale jednak cały czas trzeba inwestować. Odnawiać park maszynowy, remontować, odbudowywać stado. Cały czas coś jest do zrobienia, jak w każdym innym gospodarstwie domowym, tylko w znacznie większej skali. Kiedy Piotr przejmie gospodarstwo, wreszcie może będziemy mogli pojechać na jakieś wczasy - rozmarza się pani Barbara.

Aldona Rusinek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.