Uwaga! Łoś na drodze to śmiertelne niebezpieczeństwo

Czytaj dalej
Fot. Robert Majkowski
Piotr Ossowski

Uwaga! Łoś na drodze to śmiertelne niebezpieczeństwo

Piotr Ossowski

Ceniony ostrołęcki lekarz Krzysztof Sosiński zginął w wypadku samochodowym w Ogonach koło Młynarzy. Na trasie do Warszawy, kierowane przez niego auto zderzyło się z łosiem, który wyszedł na drogę. Żona, podróżująca razem z doktorem Sosińskim, trafiła do szpitala. Ta tragedia wstrząsnęła Ostrołęką.

Tym bardziej, że wpisała się w całą czarną serię wypadków drogowych z udziałem łosi. Doktor Sosiński zginął w sobotę 3 września, do wypadku doszło ok. godz. 7. Niespełna dobę później, w niedzielę 4 września nad ranem, także w okolicach Młynarzy, w łosia uderzył kierowca renaulta laguny. Trafił do szpitala.

A to tylko jeden dzień. Później doszło do kolejnych wypadków z udziałem łosi. Nie przypadkiem. Tych zwierząt jest coraz więcej, a do tego odbywają one właśnie godowe wędrówki.

- Moja córka uderzyła w łosia w sobotę 17 września w Kadzidle - opowiada nam mieszkaniec Warszawy, który zadzwonił do redakcji. - Na szczęście nic jej się nie stało, choć samochód został poważnie zniszczony. Po tym wypadku przejrzałem Internet i zauważyłem, że takich wypadków było u was ostatnio więcej - mówi.

I opowiada jak doszło do wypadku jego córki.

- To było już właściwie w mieście (w rzeczywistości Kadzidło jest wsią - przyp. red.), zaraz przed stacją Orlen - mówi. - Tam jest normalny chodnik, stoją latarnie. Jest wprawdzie jakiś taki mały lasek, ale spodziewałbym się, że jak zwierzę ma wyjść na drogę, to gdzieś w puszczy...

- Jakieś inne zwierzę pewnie tak, ale nie łoś - mówi nam Jan Szpunar - przewodniczący zarządu okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Ostrołęce.

Niebezpieczny czas

I nie ukrywa, że ostatnia seria wypadków z udziałem łosi, mocno go poruszyła. Tym bardziej, że ten, który zginął - doktor Sosiński - sam był myśliwym.

Jan Szpunar nie ma też wątpliwości - ryzyko, że do kolejnych wypadków będzie w najbliższym czasie dochodzić, jest duże.

- Łosie mają właśnie bukowisko, czyli okres godowy. Gody tych zwierząt odbywają się mniej więcej od połowy września do połowy października. W tym czasie samce opuszczają miejsca, w których najczęściej przebywają w poszukiwaniu partnerek - tłumaczy Jan Szpunar. - A jako, że łosie są z zasady samotnikami i zwierzętami wędrownymi, nie mają jakichś określonych szlaków wędrówek na gody. Generalnie samce wychodzą w tym okresie z miejsc, które są ich naturalnym środowiskiem, czyli terenów podmokłych i rzadkich lasów. Wędrują w miejsca odkryte, często pagórkowate, gdzie mogą zaprezentować się swoim potencjalnym partnerkom - dodaje.

A że zdarza się także często, że młodsze i słabsze samce, są z takich miejsc przepędzane przez silniejsze osobniki, mapy wędrówek łosi nie sposób przewidzieć.

- Tym bardziej, że te zwierzęta potrafią dziennie przejść nawet kilkadziesiąt kilometrów. Doskonale radzą sobie też z wszelkimi przeszkodami, doskonale pływają, potrafią też przeskakiwać wysokie przeszkody - tłumaczy Jan Szpunar.

Do tego, w odróżnieniu od innych zwierząt, nie są płochliwe i nie trzymają się lasu. Nie jest niczym dziwnym zobaczyć łosia na łące czy na drodze.

Mimo tych zastrzeżeń, Jan Szpunar wskazuje miejsca w naszym powiecie, gdzie szczególnie trzeba uważać.

- Z naszych obserwacji wynika, że w okresie godów łosie mogą się pojawiać na drogach w okolicach Karaski w gminie Kadzidło i właśnie w okolicach Młynarzy, gdzie wędrują z północy w okolice Narwi - mówi Jan Szpunar. - Co oczywiście nie znaczy, że nie możemy spotkać łosi na drodze gdzie indziej.

Najbardziej niepokojące - z punktu widzenia bezpieczeństwa - jest jednak to, że łosi jest coraz więcej.

- Koła łowieckie mają obowiązek prowadzenia inwentaryzacji zwierzyny. Liczymy też łosie - mówi Jan Szpunar. - Z ostatniej inwentaryzacji wynika, że w sezonie 2015/2016 na naszym terenie, czyli obszarze byłego województwa, mieliśmy 702 sztuki łosi. Sezon wcześniej było ich 605. Jak widać zwierząt tych przybywa.

Wskazują na to także statystyki dotyczące całego Mazowsza. W sezonie 2015/2016 doliczono się tu 3561 łosi, sezon wcześniej -2345 sztuki.

Noga z gazu!

- To oczywiście wiąże się z tym, że od 2001 roku obowiązuje moratorium na odstrzał łosi. Na te zwierzęta po prostu nie można polować. My, myśliwi, uważamy, że łosi jest za dużo i moratorium na ich odstrzał powinno być zniesione. Ekolodzy są oczywiście innego zdania - mówi Jan Szpunar.

Wzrost liczby łosi automatycznie przekłada się na wzrost liczby wypadków drogowych z ich udziałem. W 2010 na terenie byłego województwa ostrołęckiego były 2, rok później - 4. W latach 2014 i 2015 - po 7. W tym będzie - to już pewne - znacznie więcej. Poza tym zderzenia z tym zwierzęciem nie da się porównać do zderzenia z sarną, dzikiem czy nawet jeleniem.

Łoś jest największym z żyjących u nas dzikich zwierząt. Dorosły osobnik może mieć nawet do trzech metrów długości. Waży przeciętnie 400-500 kilogramów, nawet do 600 - mówi Jan Szpunar. - Do tego ma długie nogi, co powoduje, że często, po zderzeniu z autem, łoś upada na maskę i uderza ciężkim łbem w szybę.

Jak więc uchronić się przed zderzeniem z łosiem? Czy istnieje w ogóle jakiś sposób? Jan Szpunar ma tylko jedną radę:

- Noga z gazu - mówi. - Kierowcy muszą sobie po prostu uświadomić, że takie niebezpieczeństwo istnieje.
Po ostatnich wypadkach pojawiły się głosy, że przy drogach powinno się znaleźć oznakowanie ostrzegające o niebezpieczeństwie. Tyle, że... takie znaki stoją. Stoją między innymi przy drodze krajowej nr 61 w okolicach Młynarzy gdzie zginął doktor Sosiński. Także w wielu innych miejscach.

- W ciągu ostatnich dwóch tygodni doszło do 5 zdarzeń drogowych z udziałem zwierzyny leśnej - informuje Tomasz Żerański, rzecznik ostrołęckiej policji, którego zapytaliśmy czy policja robi coś, żeby zapobiec tego typu przypadkom. - Jeśli zaobserwujemy zwiększoną liczbę takich zdarzeń na danym odcinku, który nie posiada jeszcze właściwego oznakowania, to policjanci z ostrołęckiego wydziału ruchu drogowego występują z wnioskiem do zarządcy drogi o postawienie znaku ostrzegający przed dzikimi zwierzętami. Jednak do zdecydowanej większość takich zdarzeń dochodzi na drogach na których jest właściwe oznakowanie - dodaje.

- Być może kierowcy znak „uwaga na dzikie zwierzęta”, ten ze skaczącym jeleniem, lekceważą - mówi Jan Szpunar.

Może warto byłoby postarać się o ustawienie przy drogach na naszym terenie znaku „uwaga łosie”, takiego jakie są choćby na Podlasiu. Być może to bardziej podziała na wyobraźnię kierowców. Podejmę działania, żeby do tego doprowadzić - dodaje.

Piotr Ossowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.