Wszystkie jego pasje łączy jedno: scena

Czytaj dalej
Piotr Ossowski

Wszystkie jego pasje łączy jedno: scena

Piotr Ossowski

Marcin „Tiger” Płodziszewski to człowiek o wielu twarzach. Choć właściwie należałoby powiedzieć: człowiek o jednej - bardzo charakterystycznej - twarzy i wielu talentach. Ostrołęczanin jest gitarzystą metalowego zespołu Aterra, trenerem personalnym, kulturystą, aktorem.

- Sporo tego. To kim właściwie jesteś? - pytamy. - Celebrytą? - Celebrytą na pewno nie - mówi Marcin. - Celebryta to osoba znana z tego, że jest znana. Ja chciałbym być znany z tego co robię dobrze. Najwięcej radości sprawia mi bycie muzykiem. Zresztą wszystkie moje zajęcia: granie w zespole, próby aktorskie, udział w reklamach, łączy jedno - stanie na scenie, pokazywanie się. Lubię to - przyznaje ostrołęczanin.

To zresztą widać. Marcina nie da się nie zauważyć na ulicy. Potężna sylwetka, tatuaże, ogolona głowa, długa broda…
Ten wizerunek w dużej mierze zawdzięcza swojej przygodzie z kulturystyką. Zaczęło się - jakżeby inaczej w Ostrołęce - w siłowni Waldemara Nola.

- To było kiedy miałem 16 lat, czyli już 23 lata temu - liczy Marcin. - Wcześniej trenowałem karate, potem miałem przerwę w treningach, chciałem wrócić do aktywności fizycznej, zacząłem chodzić na siłownię.

Kontuzja na łyżwach

Początkowe, typowo rekreacyjne ćwiczenia na siłowni, szybko zmieniły się w wyczyn. - Jak już coś robię, to się temu poświęcam i mocno w to angażuję - mówi „Tiger”. Szybko przyszły pierwsze sukcesy. - W 2002 roku wygrałem prestiżowe zawody dla początkujących zawodników, czyli Debiuty Kulturystyczne - mówi. - Mój największy sportowy sukces w kulturystyce to finał Mistrzostw Polski, w bardzo silnej obsadzie udało mi się zostać finalistą w kategorii 95 kg. Dobrze zapowiadającą się karierę przerwała jednak kontuzja. Doznana w dość nietypowych - jak na kulturystę - okolicznościach.

- Przewróciłem się jeżdżąc na łyżwach i zerwałem triceps. Kontuzja była na tyle poważna, że musiałem zakończyć karierę zawodniczą, ale cały czas zajmowałem się kulturystyką, sam trenowałem i starałem się pomagać innym. Marcin robi to cały czas. We własnym klubie w stolicy. - Zawsze chciałem mieć własny klub, połączyć pasję z pracą i źródłem utrzymania. Wcześniej pracowałem w siłowni, stałem też na bramkach w dyskotekach, typowe zajęcia pakera - śmieje się. - Odkładałem pieniądze i udało się, teraz mam własny klub, który łączy w sobie bazę treningową sportów walki i siłownię, czyli moje dwie sportowe pasje - mówi Marcin.

Chłopak z gitarą

Tak jak w Ostrołęce zaczęła się jego przygoda z kulturystyką, tak też tutaj stawiał pierwsze kroki na scenie muzycznej. Choć „scena muzyczna” to może za dużo powiedziane.

- W młodzieńczych, bardzo młodzieńczych, latach grałem na gitarze w ostrołęckich zespołach. Takich, powiedziałbym mocno undergroundowych. Graliśmy ostrą metalową muzykę, żadnego wykształcenie muzycznego nie mam. Kiedy wyjechałem z Ostrołęki na studia i jednocześnie w tym czasie mocniej zająłem się sportem, gitarę odstawiłem.

W powrocie - już ładnych parę lat temu - pomogła mu… dziewczyna.
- Na trzydzieste urodziny dostałem od niej gitarę, zacząłem brzdąkać - mówi.

I po raz kolejny okazało się, że Marcin nie potrafi robić niczego na pół gwizdka. Na brzdąkaniu się nie skończyło.

- Pewnego dnia spotkałem na siłowni kolegę, perkusistę. Zaczęliśmy grać razem i szybko postanowiliśmy założyć zespół. Zadzwoniłem do starych znajomych, także z Ostrołęki, zmontowaliśmy skład - mówi „Tiger”. - W tym momencie w zespole jest aż czterech ostrołęczan: ja, Caruso, Jaga i Bart X.

W 2013 roku zespół Aterra zagrał swój pierwszy koncert. Od początku - w odróżnieniu od wielu początkujących zespołów - grają swój własny materiał. W 2015 roku wydali pierwszą płytę, druga jest w przygotowaniu.

- Staramy się grać dużo na żywo, byliśmy między innymi supportem takich grup jak Arch Enemy czy M.O.D. podczas ich koncertów w Polsce (mniej zainteresowanym wyjaśniamy, że to już I liga światowej sceny metalowej - przyp. red.). Graliśmy z największymi tuzami polskiego metalu. Nieskromnie powiem, że po ukazaniu się płyty, ale także po naszych koncertach mieliśmy dużo dobrych i bardzo dobrych recenzji - mówi gitarzysta Aterry.

Jedną z takich opinii Marcin szczególnie sobie ceni.

- Leszek Biolik (basista zespołu Republika - przyp. red.) powiedział kiedyś, że mamy coś co nas wyróżnia: moc i wizerunek. I rzeczywiście, coś w tym jest - gramy tak jak wyglądamy, mocno! - śmieje się.

O mocy zespołu będzie się można przekonać 18 czerwca w Goworowie. Aterra będzie gwiazdą przeglądu rockowego w tej miejscowości.

Moc - określenie muzyki Aterry świetnie pasuje do wizerunku gitarzysty zespołu. I pewnie takie skojarzenie mieli twórcy reklamy społecznej Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. W spocie reklamowym i na plakatach Marcin - uosobienie siły, ale jednocześnie łagodności i bezpieczeństwa - tuli do siebie chore dziecko. Obraz robi wrażenie…

Zadzwonili następnego dnia

Bo Marcin „Tiger” Płodziszewski bez wątpienia ma w sobie to coś. Kamera go lubi. Do tego ostrołęczanin ma już jakieś doświadczenie aktorskie. Zaczęło się w 2004 roku kiedy zagrał pierwsze epizody w serialu „Kryminalni”. Potem pojawiał się także w scenach serialu „Oficer” (i jego kontynuacji „Oficerowie”), kilku filmach.

- Wszędzie grałem bandziorów. Z pewnością ze względu na gabaryty. Jak potrzebny był na planie duży gangster, dostawałem angaż - mówi. Po kilku latach znów nastąpiła przerwa. - W 2015 roku zagrałem epizodzik w filmie „Nowy świat - Azzam”. Po tym postanowiłem wysłać swoje zdjęcia do dobrej agencji aktorskiej - mówi. Musiały zrobić wrażenie, bo reakcja była błyskawiczna.

- Zadzwonili praktycznie już następnego dnia. Niemal od razu dostałem angaż do reklamy T.Mobile - mówi. Ubiegły rok (i obecny) to już praca na całego. W tym czasie Marcin wystąpił między innymi w reklamach Biedronki, Ranigast Maxu, wspomnianej już kampanii Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci; reklamował też kawę Jacobs i wódkę Wyborową. To z pewnością nie tylko kwestia wizerunku. - Jakoś mi idzie, bo na planie staram się dawać z siebie wszystko, tak jak na siłowni czy na koncertach - mówi skromnie. - Z pewnością ukształtował mnie w ten sposób sport, ale też pewne rzeczy na pewno wynosi się z domu. A ja tak zostałem wychowany, że jak coś robię, to staram się robić to dobrze - dodaje. Ostatnia reklamowa produkcja z udziałem Marcina musi na razie… pozostać tajemnicą.

- Mogę tylko powiedzieć, że brałem udział w zdjęciach do produkcji realizowanej przez naprawdę znanego reżysera ze Stanów Zjednoczonych. To nie będzie reklama na polski rynek, ale jest to naprawdę duża produkcja - uchyla rąbka tajemnicy.

Wszystko robi z pasją

Niedawno Marcina poznali także widzowie popularnego programu „Ugotowani” w TVN. „Tiger’ wystąpił w jednym z odcinków. I jak to on - jak już coś robił, to robił dobrze - wygrał program.

Reklama to show biznes, show biznes to pieniądze i gwiazdorstwo. Czy Marcin „Tiger” Płodziszewski już czuje się gwiazdą show biznesu?

- Gwiazdą na pewno nie jestem, gwiazdy są na niebie - mówi. - Słowa biznes też nie lubię. Oczywiście z pracą w reklamie pieniądze też się wiążą, ale nie to jest dla mnie najważniejsze. Ja po prostu, tak jak sport i muzykę, traktuję to jako pasję.

Cokolwiek się robi, warto robić to z pasją.

Piotr Ossowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.